W stronę zjednoczonej Irlandii

Marcin Giełzak

 

„Mamy przed sobą głodujący lud, nieobecne elity i obcy Kościół; a wszystkiemu temu ma zaradzić najsłabsza egzekutywa na świecie. To jest, w największym skrócie, kwestia irlandzka”. Tak w 1844 roku opisał sytuację na wyspie brytyjski mąż stanu Benjamin Disraeli. Kilka powstań i wojen, kompromisów i porozumień później zmieniło w zasadzie wszystko. Irlandia jest republikańska, zamożna i wolna. Relacje z odłączoną częścią wyspy zdominowaną przez lojalistów nigdy nie były lepsze. Irlandzka Armia Republikańska złożyła broń, po tym jak strona przeciwna złożyła podpisy pod porozumieniami dającymi katolickiej mniejszości gwarancje bezpieczeństwa, poszanowania praw oraz współudział w rządzeniu Północą.

W oczach Londynu, ukształtowany w ten sposób system polityczny ma strzec Irlandię Północną przed rozlewem krwi… oraz jakimikolwiek niespodziankami. Dwa największe ugrupowania reprezentujące odpowiednio: unionistów („protestantów”) oraz republikanów („katolików”) po każdych wyborach mają obowiązek sformułowania koalicyjnego gabinetu. Na jego czele stoi nie jeden, a dwóch Pierwszych Ministrów, równych sobie w zakresie uprawnień i znaczenia. Powiedzenie, że polityka jest sztuką kompromisu nigdzie nie brzmi tak dosłownie, jak w tamtych stronach.

Dla lojalistów taki stan rzeczy stanowi kres ustępstw. Dla republikanów - jedynie etap w walce o zjednoczenie szmaragdowej wyspy. Wielu z tych drugich zdaje się wierzyć, że 2 marca rozpoczął się etap kolejny. Kilka tygodni temu bowiem, po raz pierwszy od zawarcia Porozumienia Wielkopiątkowego, unioniści stracili samodzielną większość w północnoirlandzkim zgromadzeniu. Wraz z nią przepadła też możliwość wnoszenia „petycji” (w praktyce: veta) przez lojalistyczną większość. Instytucja „petycji” ma służyć blokowaniu zmian, które budzą ostry sprzeciw jednej ze społeczności poprzez wymuszenie głosowania w oparciu o kwalifikowaną większość 60%. Aby z niej skorzystać, potrzeba poparcia 30 deputowanych. Choć sondaże wskazywały na Demokratyczną Partię Unionistów (DUP) jako na pewnego zwycięzcę, po przeliczeniu głosów okazało się, że wprowadzi ona do lokalnego parlamentu tylko o jednego posła więcej niż republikańska Sinn Fein. I o jednego za mało, aby móc swobodnie korzystać z prawa petycji.

Nowe rozdanie już skłoniło republikanów do podważenia reguł, na których oparty jest dotychczasowy kompromis. Obawiając się, że sukces na Północy przełoży się na wzrost poparcia dla Sinn Fein w samej Republice Irlandzkiej, tamtejsze ugrupowanie rządzące, Fianna Fail, zdecydowało się na ucieczkę do przodu. Przed kilkoma dniami jej lider wysunął własne postulaty zmierzające do wzmocnienia katolików. Zapowiedział też prace nad dokumentem określającym ustrój i porządki przyszłej, zjednoczonej Irlandii. Co jednak najciekawsze, partia zapowiedziała, że w 2019 roku zamierza, po raz pierwszy w historii, wprowadzić własnych posłów do Zgromadzenia Irlandii Północnej. Choć nie wolno lekceważyć znaczenia tych deklaracji, trudno oprzeć się wrażeniu, że umiarkowana prawica oddała narodowej lewicy inicjatywę.

Czym tłumaczyć powrót Sinn Fein do gry o przyszłość Irlandii?

  1. Czas gra na korzyść republikańskiej lewicy. Młodsze pokolenie nie pamięta kontrowersji wokół IRA, zbrojnego ramienia Sinn Fein, i nie troszczy się o nie. Zarówno chwalebne postaci, takie jak Michael Collins czy Bobby Sands, jak i haniebne karty, takie jak zamachy w Enniskillen czy Omagh młodsze osoby znają tylko z książek i opowieści.
  2. Niemałe usługi oddaje im też demografia. Katolicy mają więcej dzieci niż protestanci. Wśród tych ostatnich lojalizm wobec Zjednoczonego Królestwa przestał być sprawą tak oczywistą jak dawniej. Wielu z nich widzi w sobie dziś odrębny „naród północnoirlandzki”, nie zaś „Brytyjczyków”.
  3. Aby zerwać z wizerunkiem partii z poprzedniej epoki, ponad stuletnia Sinn Fein umiejętnie zmieniła swój polityczny wizaż, niemało zapożyczając od nowej lewicy spod znaku Syrizy, Podemos czy Berniego Sandersa. Nacisk na hasła socjalne oraz odświeżony, cieplejszy wizerunek przyciągnął nowych wyborców rozczarowanych politycznym establishmentem, którzy postrzegają jako skorumpowany i oderwany od codziennych problemów obywateli.
  4. Tymczasem lojaliści są w coraz większym stopniu krytykowani za swój konserwatyzm. Wbrew stanowisku Sinn Fein i reszty lewicy, kilkukrotnie odwoływali się do petycji, aby zablokować usankcjonowanie popularnych zmian obyczajowych, m.in. małżeństw jednopłciowych.
  5. Największą partię lojalistyczną osłabiają też skandale, takie jak ten związany z dofinansowaniem energii odnawialnej. Za sprawą nieprawidłowości towarzyszących wprowadzeniu programu wiele firm wyłudziło pieniądze narażając budżet na straty rzędu pół miliarda funtów. Nikt skutecznej nie punktował polityków DUP niż Sinn Fein.
  6. Unia Europejska może być czynnikiem zarówno utrwalającym unię między wyspiarskimi narodami, jak i rozsadzającym ją. Swobodny przepływ ludzi, towarów i kapitału pomagał rozładowywać napięcie między Północą a Republiką. Gdy zapadła jednak decyzja o Brexicie, ludność sześciu hrabstw poczuła, że traci ważny element stabilizujący jej relacje z Południem. Co gorsza, proeuropejska większość w Ulsterze została przegłosowana przez Anglików i Walijczyków. W takiej sytuacji część Irlandczyków z Północy uznała, że czas wziąć przykład ze Szkocji i zażądać od Westminsteru prawa do samodzielnego decydowania o losie swojej wspólnoty.
  7. Bardziej umiarkowana Socjaldemokratyczna Partia Pracy spędziła dwie dekady broniąc status quo. Fianna Fail nie brała nigdy udziału w północnoirlandzkiej polityce - nie walczyła tam, gdzie nie mogła wygrać, z uwagi na położenie katolików oraz brak oddolnego poparcia w ich szeregach. W tych realiach obie partie są mniej wiarygodne jako rzeczniczki republikańskiego niezadowolenia z sytuacji politycznej i gospodarczej. Prawica naraża się też na zarzuty o koniunkturalizm i dzielenie głosów prozjednoczeniowych na nie dwie, ale już na trzy partie, co ucieszyć może tylko unionistów.

Jak w obliczu tego brzmi odpowiedź na kwestię irlandzką? Fianna Fail żąda więcej praw dla republikanów i mapy drogowej dla zjednoczenia. Sinn Fein - natychmiastowego plebiscytu. Lojaliści - więcej uczciwości i przejrzystości w życiu publicznym. Skrajni lojaliści - bezpośrednich rządów Londynu. Ostatecznie wydaje mi się, że nadal aktualne pozostają słowa Katherine Tynan. Blisko sto lat temu poetka emblematyczna dla ruchu odrodzenia narodowego napisała, że „kwestia irlandzka pozostanie nierozwiązywalną, dopóki będzie, w gruncie rzeczy, kwestią angielską”.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ