W stronę literatury. Rzecz o “Jacku Hugo-Baderze. Włóczędze” Izabelli Adamczewskiej-Baranowskiej

Natalia Królikowska

 

Ta recenzja nie ma typowej struktury. Ta recenzja nie ocenia książki. Ona się nią inspiruje, gra z nią, nawiązuje do niej, idzie jej śladem. Bo taki jest modus operandi zarówno autorki, wpuszczającej dużo świeżego powietrza do dyskursu akademickiego, jak i bohatera, łamiącego zasady dziennikarstwa i reguły sztuki reportażu. Postanowiłam więc podążyć za tropem tych dwojga tricksterów - Izabelli Adamczewskiej-Baranowskiej i Jacka Hugo-Badera, schodząc z utartych, recenzenckich szlaków.

Osoby dramatu:

Izabella Adamczewska-Baranowska - doktora nauk humanistycznych w dziedzinie literaturoznawstwa, wykładowczyni akademicka i dziennikarka kulturalna (bardzo!), związana od lat ze swą alma mater, czyli Uniwersytetem Łódzkim oraz lokalną Wyborczą. Autorka trzech książek i niezliczonych artykułów naukowych (o nienaukowych nie wspominając!). Zapalona kwerendzistka i skrupulatna riserczerka, trochę reporterka. Podróżniczka, również spontaniczna. W recenzji będzie funkcjonowała pod skrótem IAB. W wolnym czasie pisze hasła słownikowe.

JHB - skrót, którym autorka opisuje bohatera swojej książki, Jacka Hugo-Badera, enfant terrible polskiego dziennikarstwa, kolekcjonera ludzkich kuriozów, “włóczęgę, trampa, wałęsającego się psa” [określenia IAB],  szamana, kolumba rocznik 50.

Włóczęga - kategoria, klucz interpretacyjny, którego IAB używa do opisania auto/bio/geo/grafii JHB. Włóczęgą jest zarówno persona Jacka Hugo-Badera, którą wykreował on w swoich tekstach, włóczęgami są po wielokroć bohaterowie jego opowieści, która również jest zwykle zapisem włóczęgi.

Gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy

Jacek Hugo-Bader. Włóczęga Izabelli Adamczewskiej-Baranowskiej to kolejna, najnowsza, pozycja wydana nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego w ramach doskonałej serii Projekt: Egzystencja i literatura. “Seria poświęcona jest wybitnym polskim pisarzom” - czytamy w opisie wydawcy. Wcześniej ukazały się w niej książki, poświęcone m.in. Witkacemu, Czesławowi Miłoszowi, Witoldowi Gombrowiczowi czy Julii Hartwig. Jacek Hugo-Bader jest pierwszym reportażystą w tym panteonie. “Szczęśliwie reportaż nie musi już pokutować w czyśćcu ‘paraliteratury’ - pisze we Wstępie IAB - czasy, gdy nazywano go ‘bękartem literatury pięknej i dziennikarstwa’, dawno minęły”. Wypowiedź Michaela Lewisa, przytoczona przez Roberta Boyntona, którego książka przytoczona jest przez Adamczewską ujął to podobnie: “Wówczas [w zamierzchłych czasach między Nowym Dziennikarstwem a Nowym Nowym Dziennikarstwem - N.K.] dziennikarze mieli kompleks niższości wobec powieściopisarzy, dziś to powieściopisarze obawiają się nonfiction”. Obie te diagnozy są ze wszech miar trafne. Również dzisiaj i również w Polsce, literatura faktu ma się dobrze i coraz śmielej rozpycha się w polu literackim. Co więcej, wybór JHB na pośrednika, łączącego literaturę piękną, fikcjonalną z literaturą faktu, niefikcjonalną świadczy o doskonałej intuicji badawczej autorki, ponieważ nikt inny w polskim współczesnym piśmiennictwie tak swobodnie nie korzystał z rezerwuaru środków pisarskich, przynależnych zarówno fikcji, jak i tzw. nonfikom jak Hugo-Bader, dla którego “wszystkie chwyty są dozwolone”. Sposób, w który autor “Skuchy” opisuje rzeczywistość jest nieweryfikowalny, ponieważ częściej niż do faktów, odnosi się do sfery zmysłów i subiektywnych odczuć - a z tym trudno polemizować. Choć byli tacy krytycy, którzy próbowali. IAB z pewnością do nich należy, ale się z nimi nie identyfikuje. Dla pełniejszego obrazu przytacza opinie rewizjonistów, jak np. Ludwiki Włodek, nie umniejszając rangi przeciwników stylu i metody twórczej JHB.

“Doprecyzujmy, że zaangażowanie reportera w temat jest stopniowalne” - od pracy z dokumentami w przypadku reportażu historycznego, do częściowej immersji w życie i umysły bohaterów - jak w przypadku JHB czy innych nowych, nowych dziennikarzy. Teksty JHB są somatyczne, taktylne, ich celem nie jest odkrywanie faktów, a ich doświadczanie. Walory poznawcze książek i artykułów Jacka Hugo-Badera mogą więc być podważane, kwestionowane, ale nie całkowicie i kategorycznie falsyfikowane. IAB ma wiele zrozumienia dla metod, którymi posługuje się pisarz, a nawet w pewien sposób stosuje je we własnej o nim książce.

“Nie przeprowadziłam śledztwa, jak Artur Domosławski, gdy ‘sprawdzał’ Kapuścińskiego, czy Bill Steigerwald, wyruszający tropem Steinbecka, który przemierzał Amerykę kamperem. Moją intencją nie jest ani audyt, ani skupienie się na reporterskich czy życiowych ‘skuchach’ (...) Wiele zamieszczonych w niej [w książce - N.K] opowieści rodzinnych funkcjonuje na prawach legendy. Nie wszystkie weryfikuję, bo przytoczone są tu wyłącznie po to, by służyły za tło reporterskiej autokreacji Jacka Hugo-Badera. W pracy tej przyjmuję założenie, że - wbrew obiegowym opiniom niektórych medioznawców - reporterskie “ja” nie jest tożsame z osobą z krwi i kości, której nazwisko znajduje się na okładce książki (...)”. No właśnie, w codziennej praktyce czytelniczej nawykliśmy do utożsamiania autora z jego dziełem, na swój sposób antropomorfizujemy teksty. A przecież kiedy wypowiadamy sądy w stylu “Nie lubię Hugo-Badera” to oczywiście nie mówimy o tym, że nie lubimy osoby z krwi i kości, której zwykle nie znamy, ale że nie lubimy jego książek. A może nie lubimy nie konkretnych tytułów, ale gatunków - zdaje się pytać Adamczewska-genolożka. Może ich nie rozumiemy? Nie znamy np. cech nowego dziennikarstwa (nie wspominając już o nowym nowym dziennikarstwie) i nie wiemy, że wybór tematów, bohaterów, miejsc oraz metod ich opisu czy sposób w jaki wykreowana jest postać JHB w jego tekstach, jego modus operandi jest w mniejszym, bądź większym stopniu, jednym z wyznaczników gatunkowych jego prozy? Aby uniknąć takich błędów czyta się książki takie jak Jacek Hugo-Bader. Włóczęga czy inne z serii Projekt: Egzystencja i literatura, aby ktoś bardziej kompetentny od nas, znawca tematu, doskonały literaturoznawca - jakim bez wątpienia jest Izabella Adamczewska-Baranowska objaśnił nam rzeczowo (i interesująco!) konteksty wybranej twórczości. Oczywiście, jako czytelnicy mamy prawo opierać się na własnych odczuciach, guście czy smaku, ale taka intuicyjna lektura będzie zawsze literaturą pobieżną, powierzchowną a nasz osąd o niej wydany, nie poparty będzie sensownymi argumentami. Jacek Hugo-Bader to ten typ artysty, którego można kochać albo nienawidzić. Dobrze byłoby więc wiedzieć, być świadomym za co.

“W książce stawiam tezę, że JHB jest tricksterem polskiego reportażu, przecherą pozwalającą zobaczyć Imperium, potransformacyjną Polskę oraz pokolenie drugiej Solidarności z żabiej perspektywy, ironicznie i - niekiedy - w krzywym zwierciadle” - i to jest właściwie klucz do zrozumienia zarówno dzieł JHB, jak i książki o nim.

Kiedy IAB pisze, że “reporterów można podzielić na poważnych i niepoważnych, salonowych i trotuarowych” nie popełnia błędu uproszczenia, ponieważ komu jak komu, ale Izabelli Adamczewskiej-Baranowskiej, wybitnej znawczyni reportażu nie tylko polskiego, ale i światowego wolno pisać w ten sposób, bo poprzednia książka “Łże-reportaże i prawdziwe fikcje” dała jej ku temu legitymację. Wolno, a nawet trzeba. Bo JHB. Włóczęga to rodzaj manifestu, jak można pisać akademicko, nie popadając w patos i w manierę. “Chciałam, żeby (popularno)naukowość została połączona z reporterskim podejściem do bohatera, tematów i tekstów” - wyznaje autorka. Udany eksperyment.

Śmierć reportażysty

“Teksty Jacka Hugo-Badera to reportaże przygodowe, chłopackie” - pisze IAB. Czytane dzisiaj mogą wydawać się nawet trochę dziaderskie, bo jak każdy chłopiec, nawet taki Piotruś Pan jak JHB zaczyna się prędzej czy później starzeć. W mojej opinii chyba nie najlepiej. Z obszaru studiów nad tekstem przechodzimy więc trochę niepostrzeżenie do historii literatury - współczesnej, ale jednak historii. Bezspornym pozostaje jednak fakt, że twórczość JHB była zjawiskiem wyjątkowym i pionierskim, która utorowała drogę reportażom, wychodzącym poza ścisłe gatunki literatury faktu, wywodzącej się z dziennikarstwa i publicystyki - w stronę literatury. A to jest zawsze dobry kierunek, który nie szkodzi żadnej książce. Nawet tej akademickiej.

 

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ.