Gdyby tworzyć definicję pojęcia „ideologia” na podstawie sposobów jego współczesnego używania, trzeba by powiedzieć, że to niebezpieczny światopogląd zmierzający do radykalnego przekształcenia otaczającej nas rzeczywistości. Tak rozumiana ideologia sprzyja interesom określonej grupy osób promowanym za pomocą zmasowanej propagandy. Jest wymierzona w to, co naturalne, prawdziwe, dobre i piękne. Nic dziwnego, że od jakiegoś czasu tak rozumiane słowo stało się poręcznym narzędziem, którym można walczyć z rzeczywistym bądź wyimaginowanym przeciwnikiem.
Zajrzyjmy jednak to słownika, gdzie znajdziemy następującą definicję ideologii: „system poglądów, idei, pojęć jednostki lub grupy ludzi”. Skąd więc tak demoniczne konotacje tego dość neutralnego terminu? Cóż, Hitler i Stalin zrobili w tej sprawie „co swoje”. Wszystko zaczyna się jednak od Marksa, dla którego ideologia ma kilka znaczeń. Z jednej strony jest „fałszywą świadomością” zarzucającą ludziom społeczne i kulturowe uwarunkowania jako odwieczne, z drugiej – to właśnie dzięki ideologii możemy wg autora Kapitału zobaczyć swoje autentyczne położenie i dążyć do jego zmiany, zakładając postulowaną wizję przyszłości. Ideologia może więc otwierać oczy, jak i manipulować, uświadamiać, ale i zwodzić. Nie można jej jednoznacznie oceniać, nie można się też od niej całkowicie uwolnić.
Dlatego, gdy jako nauczyciel słyszę hasło o szkole wolnej od ideologii, to ogarnia mnie pusty śmiech. Oczywiście, mogę sobie wyobrazić edukację całkowicie nieideologiczną, jeśli będziemy uczyć jedynie matematyki, chemii czy fizyki. Tam, gdzie jednak zaczynają się przedmioty humanistyczne, wkraczamy w sferę rozmaitych systemów poglądów, idei i pojęć, które oczywiście – o tym wiemy co najmniej od czasów Marksa – zazwyczaj stają się przezroczyste, niedostrzegane, pozornie odwieczne i naturalne.
Gdy przedszkolak czyta wiersz Katechizm polskiego dziecka Władysława Bełzy, gdy uczeń podstawówki zaczyna rozumieć, dlaczego wolne ma akurat pierwszego i trzeciego maja, gdy licealista na lekcjach wychowawczych dotyczących przysposobienia do zawodu poznaje wagę produktywności i kreatywności oraz słyszy, że podczas rozmowy o pracę powinien odpowiednio „siebie sprzedać”, wówczas i w wielu innych przypadkach – powiedzmy sobie szczerze – jest ideologizowany. Czy to źle? Odpowiedziałbym, że niekoniecznie, o ile wyposażany jest jednocześnie w narzędzia sprzyjające poddawaniu rozmaitych światopoglądów krytyce, o ile w szkole tworzy się przestrzeń debaty, analizy, wymiany myśli, merytorycznego dialogu toczonego w oparciu o fakty i prowadzonego z szacunkiem dla cudzych racji. Zgodnie z najlepszymi założeniami… ideologii liberalizmu. Tak, nie ma ucieczki do jakiejś sfery całkowitej, obiektywnej neutralności.
Czy więc prawa człowieka to nie ideologia? Każdy, kto upomni się o nie np. w Chinach czy Arabii Saudyjskiej usłyszy, że chce wprowadzić w życie zestaw poglądów, który dąży do naruszenia podstawowych zasad i tradycji. Dowie się, że jest ideologiem i przecież będzie to prawda.
Za pomocą słowa „ideologia” można bowiem ludzi dehumanizować, odbierać im godność i podmiotowość, jednocześnie właśnie te wartości wynikają z idei najważniejszych dla naszego kręgu cywilizacyjnego. Nie są one obiektywne. Wynikają z określonego kontekstu kulturowego. Dlatego warto bronić ludzi, a jednocześnie bronić szacunku dla ideologii.
Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie bowiem, jak wiele im zawdzięczamy. Gorliwy patriota zwalczający dziś wszelkie przejawy socjalizmu, pewnie bardzo by się zdziwił, gdyby usłyszał, że bez niego trudno byłoby sobie wyobrazić odzyskanie niepodległości w 1918 roku. Przeciwnik feminizmu, zapisując swoje dziecko do koedukacyjnej szkoły, zupełnie nieświadomie oddaje hołd pierwszej fali feminizmu. Niejeden zwolennik tolerancji skupiający się na zwalczaniu tzw. mroków średniowiecza byłby pewnie zaskoczony, wiedząc, że bez chrześcijańskiego uniwersalizmu tej właśnie epoki bardzo trudno byłoby pomyśleć o czymś takim jak prawa człowieka.
Ideologii potrzebujemy być może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Musimy bowiem spróbować wyobrazić sobie jakiś pozytywny scenariusz postulowanej przyszłości – zaplanować i zorganizować dążenie do niego. Jedno bowiem jest pewne – ona nie będzie miała zbyt wiele wspólnego z tym, co dziś intuicyjnie odbieramy jako stałe i niezmienne.
Literaturoznawca Ryszard Koziołek zwracał jakiś czas temu uwagę w rozmowie z pismem „Pressje”, że martwi go „społeczny zanik marzenia o lepszym świecie”, mówił: „wyżywamy się w mrocznych dystopiach, które tylko utrwalają to, co już o sobie wiemy. Ćwiczenia w pomyśleniu lepszego świata uważam za niezbędne dla obywatelskiego funkcjonowania o zdrowych zmysłach”. Doświadczając na co dzień coraz bardziej namacalnych skutków kryzysu klimatycznego, uświadamiamy sobie, że przemodelowanie rzeczywistości, w której żyjemy, staje się palącą potrzebą, utopijnym realizmem.
Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ.