Światło czy latarnia, czyli Giedroyc wiecznie żywy

Przemysław Waingertner

 

Jerzy Giedroyc (1906-2000) alias Książę Redaktor (notabene nie znosił tego „tytułu”, powołując się na swój demokratyzm, choć teksty do „Kultury” wybierał, hm… nader suwerennie) to w XX-wiecznych dziejach Polski i Polaków prawdziwy fenomen. Tego „odczłowieczającego” określenia używam nieprzypadkowo. Jeszcze za swojego życia Giedroyc funkcjonował bowiem nie tylko jako osobistość - myśliciel polityczny, twórca (i redaktor) „Kultury” oraz skupionego wokół niej środowiska Maisons-Laffitte – ale także symbol, punkt odniesienia, „żywy pomnik”. Musiało to go zresztą szczególnie irytować, gdyż rozbijanie cokołów i odbrązawianie postaci pomnikowych w imię historycznej prawdy i politycznego realizmu traktował jako jedną ze swych życiowych misji.

Był przy tym postacią wielowymiarową i kontrowersyjną. W Drugiej Rzeczypospolitej urzędnik ministerialny, który wybrał życiową drogę dziennikarza, publicysty politycznego i „łowcy talentów” do prowadzonych przez siebie periodyków; ideolog konserwatywnego i propiłsudczykowskiego środowiska Myśli Mocarstwowej, który przy tym nie odżegnywał się od wprowadzania prosocjalnego ustawodawstwa w imię wzmocnienia państwa, zarzucał staremu pokoleniu zachowawców klasowy egoizm, a następcom Marszałka - brak wizji polityki kresowej. W latach II wojny światowej sekretarz ambasadora RP w Rumunii, później żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, prawdziwy VIP w Biurze Propagandy II Korpusu, a w 1945 r. dyrektor Departamentu Europejskiego Ministerstwa Informacji Rządu Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie. Po wojnie twórca Instytutu Literackiego i „Kultury”, wraz z nimi odbywający peregrynację z Rzymu, przez Paryż (gdzie jego siedzibą był – a jakże! – sam Hotel Lambert), aż po podparyską posiadłość Maisons-Laffitte. Krytyk polskiego rządu na uchodźstwie za jego trwanie na stanowisku restauracji granic państwowych Rzeczypospolitej sprzed 1939 r. (co miało oddalać perspektywiczną wizję polsko-litewsko-ukraińskiego porozumienia), Radia Wolna Europa (za finansową zależność od Stanów Zjednoczonych) i „Solidarności” (za brak realistycznego pomysłu na dialog władzami PRL).

Atakowany przez władze komunistycznej Polski za „jaskiniowy antykomunizm”, a przez polskich emigrantów za „flirty” ze skruszonymi komunistami (których drukował w „Kulturze”). Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, upadku komunizmu i rozpadzie Związku Sowieckiego krytykujący narodowe autorytety i świętości (niekiedy dosłownie!): Jana Pawła II za niedostateczne, zdaniem Giedroycia, otwarcie na dialog z prawosławiem, Tadeusza Mazowieckiego za szukanie oparcia w Związku Sowieckim przeciwko niebezpieczeństwu niemieckiemu i początkową chęć utrzymania garnizonów sowieckich w Polsce, natomiast Leszka Balcerowicza i „postsolidarnościowych” liberałów za lekceważenie ludzkiego, socjalnego wymiaru gospodarki. No i – co najistotniejsze w kontekście niniejszego tekstu – niestrudzony propagator idei ULB (Ukraina-Litwa-Białoruś), czyli wspierania przez Polaków antysowieckich, narodowowyzwoleńczych i państwowotwórczych dążeń Litwinów, Białorusinów i Ukraińców; wypracowania z nimi politycznego porozumienia i pojednania ponad historycznymi sporami; wyrzeczenia się przez Polaków rewindykacji dawnych Kresów Wschodnich; last but not least uświadomienia rodakom, iż racją stanu ich państwa, wynikającą z konieczności skutecznej obrony przez imperializmem Rosji, jest niepodległość wschodnich sąsiadów Rzeczypospolitej: państw Nadbałtyki (przede wszystkim Litwy), Białorusi i Ukrainy.

Właśnie analizie polskiej polityki zagranicznej na przełomie XX i XXI stulecia na odcinku wschodnim w kontekście jej zbieżności ze wspomnianymi koncepcjami, wypracowanymi przez zespół paryskiej „Kultury” z Księciem Redaktorem na czele, poświęcona jest monografia pt. Partytura na wietrze. Koncepcje paryskiej „Kultury” a polska polityka wschodnia w latach 1989-2014 (ss. 414), opublikowana w tym roku nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego. Jej autorem jest dr Marcin Frenkel, pracownik Katedry Amerykanistyki i Mass Mediów na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego. Zbudował on swą  opowieść z trzech obszernych rozdziałów. Pierwszy został poświęcony prezentacji  koncepcji polskiej polityki wschodniej w ujęciu Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego (jednego z najważniejszych publicystów polskiego powrześniowego uchodźstwa, a zarazem głównego „laffickiego” trybuna idei ULB), natomiast drugi i trzeci – ich zestawieniu z teorią i praktyką polityki zagranicznej III RP na  odcinku wschodnim odpowiednio w latach 1989-2000 (a zatem za życia Księcia Redaktora) i 2001-2014.

Monografię tę gorąco polecam. Nie tylko i nie przede wszystkim z racji na zalety logicznej, przejrzystej i erudycyjnej narracji autora. To co czyni ją pożyteczną lekturą dla wszystkich, którzy interesują się historią Polski w XX- XXI w., dziejami nowoczesnej polskiej myśli politycznej, wreszcie dyskursem politycznym we współczesnej Polsce - w którym stawia się wszak pytania o aktualność „doktryny Giedroycia”, analizowane są jego trafne i „przestrzelone” prognozy (te ostatnie dotyczące choćby przewidywanej demokratyzacji Rosji) – to fakt stałej obecności idei wypracowanych przez środowisko Maisons-Laffitte w refleksji i praktyce polskiej polityki zagranicznej. Inna sprawa, iż nader często przedstawiciele świata nadwiślańskiej polityki (z różnych obozów politycznych!), powołując się na Giedroycia i odmieniając nazwisko Redaktora przez wszystkie przypadki, traktują jego koncepcje i dorobek polityczny niczym pijak latarnię – nie szukając w nich światła, a jedynie bezpiecznego punktu podparcia… Co jest jeszcze jednym argumentem za przeczytaniem tej ciekawej i wartościowej książki.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ