Wiem i rozumiem jak ciężko zbudować badaczowi, znawcy ten rodzaj bliskości i intymności między własną osobą, swoim dziełem a przedmiotem analizy. Wierzę, że większość prac pań i panów od literatury wywodzi się z osobistych zainteresowań i zauroczeń, jednak kiedy dochodzi do pisania samej interpretacji, często w którymś momencie gubimy coś ważnego, składamy sens i piękno na ołtarzu pojęć, metodologii i ocen.
Książka Adriana Glenia Andrzej Stasiuk. Istnienie, wydana w ramach doskonałej serii Projekt: Egzystencja i Literatura szczęśliwie nie jest tego dowodem. Autor, podobnie jak przywołany przeze mnie na początku Szczawiński, jest krytykiem empatycznym, pisze tak osobiście, z taką czułością, że aż nie sposób odnieść się do jego książki krytycznie. Nawet uważny, profesjonalny czytelnik musi zdjąć specjalistyczne buty i na bosaka wejść w świat tej pracy, w tę szczelinę, w której spotyka się pisarstwo Stasiuka i refleksja Glenia.
„(...) chciałbym, aby książka ta stała się nie tylko swoistą mapą terytorium, jakie wyznacza owo pisanie, lecz także odpowiedzią, płynącą ze strony konkretnej, jednostkowej lektury” – wyznaje w Prologu autor. Z całą stanowczością muszę przyznać, że postulat ten zostaje spełniony.
Książka napisana jest z ogromnym wyczuciem, delikatnością i smakiem, z szacunkiem dla osobniczego życia i twórczości Stasiuka, tego outsidera, wyrzutka współczesnej literatury polskiej, tego anarchicznego ducha, który nie zabiega o uwagę czytelników, a tym bardziej akademickich badaczy czy salonowych krytyków.
Paradoksalnie jego proza inspiruje, i to nie tylko literaturoznawców, ale także – jak wylicza autor omawianej publikacji – socjologów, politologów oraz innych współczesnych objaśniaczy świata, stając się „preparatem, na którym sprawdzone zostają modne humanistyczne dyskursy, np. postkolonializm, studia postzależnościowe, geopoetyka”. Gleń jako krytyk współodczuwający broni Stasiukowego pisarstwa przed błędnymi interpretacjami i błądzącymi interpretatorami, wytykając im niezrozumienie autorskiego oglądu świata i sposobu jego opisywania – co w twórczości autora Grochowa oznacza w gruncie rzeczy to samo:
„Dlaczegóż jednak żądać od pisarza swoistej politycznej poprawności, afirmacji perspektywy aksjologicznej czy gruntowania narodowej tożsamości negatywnej (opartej na przeciwstawnym określaniu się wobec innych) albo zgoła tego, aby był rusofobem? – pyta Gleń. – Zwłaszcza od pisarza takiego, jakim jest Andrzej Stasiuk, pisarza, którego polityka w zasadzie nigdy nie interesowała, pisarza osobnego, który z godną podziwu konsekwencją, na własną rękę, stara się rozumieć i opisywać rzeczywistość? Wysuwane pod adresem autora Wschodu oskarżenia o liberalizm, anihilację wartości, moralny indyferentyzm pogwałcają, wydaje mi się, prawo pisarza do bycia twórcą autonomicznym, negują podstawową pisarską powinność – przedstawiania swojego idiomatycznego widzenia i czucia świata”.
Gleń koncentruje się na tym, co dotąd było najczęściej pomijane w omówieniach pisarstwa Stasiuka, a co dla niego samego, podobnie jak dla mnie, jest w tej twórczości najciekawsze – na jej aspekcie metafizycznym i religijnym.
„Bohaterowie tej prozy mężnie trwają w obliczu ujawniającej się zawsze z całą intensywnością grozy (pustego?) nieba, ufnie wychyleni też ku wszelkiej transcendencji, z pełną pokorą i w napięciu wypatrując znaków, cali zastygli – jak u Konwickiego – w oczekiwaniu na (nie)możliwe objawienie” – pisze Gleń, który na powrót przemierza ze swoim idolem (zaryzykuję użycie tego sformułowania) naznaczone wojnami domowymi Bałkany, zrujnowany już o swego zarania Zabajkalsk, groteskowy w swojej gigantyczności i bogactwie Licheń, aby w którymś z tym miejsc doświadczyć czegoś niezwykłego, poczuć własną znikomość i własne Istnienie.
Gleń jest doskonałym interpretatorem, znawcą literatury i filozofii współczesnej, ich wspólnych kontekstów. Z olbrzymią przenikliwością opisuje najważniejsze w prozie Stasiuka motywy i tropy, wydobywa z niej pewne archetypy, przygląda im się z bliska, wnikliwie analizuje język i sposób wypowiedzi pisarza. Świadomie pomija dobrze już opisane aspekty poznawcze i werystyczne tej twórczości, koncentrując się na tych jej właściwościach, które jak dotąd były pomijane, bądź błędnie lub niewłaściwie interpretowane. Cieszę się, że część jego pracy poświęcona jest również temu, co mnie osobiście najbardziej wzrusza w Stasiukowej wizji świata, a co nie wiąże się wcale z metafizyką, przyrodą czy ludźmi, a z opisami materii nieożywionej, rzeczy i przedmiotów — jak choćby w opisie starego mechanika i jego wiekowego promu: „Myślę, że obaj byli nieco samotni w tej nieskończonej podróży, która nie oddalała ani nie przybliżała ich do czegokolwiek”.
W Stasiukowej animizacji rzeczy odnajduję bowiem Andersenowską wrażliwość odczuwania świata, w którym duszę ma miedziany imbryk, a cynowy żołnierzyk opłakuje śmierć stłuczonej, porcelanowej ukochanej. To najbardziej humanistyczny (a może humanitarny?) dyskurs mówienia o materii – przy którym ustępują rozprawy Rousseau, Heideggera, Olsena czy współczesnych posthumanistów. Gleń sytuuje Stasiuka obok innego wielkiego kronikarza „małej codzienności” – Mirona Białoszewskiego, który w swoich opisach powojennej Warszawy, podobnie jak bohater Istnienia „pochylał się nad zbywaną milczeniem częścią świata”.
Andrzej Stasiuk. Istnienie to piękna książka, bo powstała z prawdziwej emocji, emocji nieskrywanej przez samego autora pod płaszczykiem naukowego opisu. Proza twórcy Jadąc do Babadag „rozbraja” Glenia, uderza w jego czułą strunę, rezonuje z jego wrażliwością i czuciem świata. Chwała badaczowi, że nie miał wewnętrznych oporów, aby to przyznać i pokazać czytelnikowi, zarazić go swoją pasją i miłością do tej wybitnej przecież literatury.
Gleń jest bardzo bliski temu, co opisuje, nie ukrywa swoich odczuć, nawet, wtedy kiedy nie potrafi ich objaśnić i zracjonalizować, z rozbrajającą szczerością wyznaje, gdzieś w środku książki, odnosząc się do opinii innego badacza: „Pewnie to wszystko racja, co o tej prozie napisano. Cóż jednak pocznę, że taka bajka-baśń – powstała pod piórem Andrzeja Stasiuka – najprawdziwszą mi się wydaje”.
Podobnie szczery, pełen uznania i bardzo fajnej, ludzkiej słabości czytelnika wobec literatury przez wielki „L” ton uwiódł mnie lata temu w biografii Wojaczka i uwodzi mnie dziś, kiedy czytam książkę Glenia. To literaturoznawstwo, które jest czymś więcej niż nauką, jest spotkaniem z drugim człowiekiem, z jego światem i zawartą w nim otchłanią, jest otwarciem na Istnienie.
Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ.