Dialog z autorem „Ucha igielnego” poprzedził krótki literaturoznawczy wstęp, który wygłosił prof. Bocheński. Wygłosił, choć, jak przyznał, nie miał na to ochoty. Spełnił jednak wyraźną prośbę dziekan, prof. Joanny Jabłkowskiej. Skrótowo przedstawił artystyczną drogę Myśliwskiego, od czasu wydania „Nagiego sadu”, komentując poetykę i tematykę tekstów, wśród których za arcydzieło uznał „Kamień na kamieniu”, książkę będącą „requiem dla kultury chłopskiej”. Ukazał pisarza jako artystę przeglądającego język, a właściwie różne języki umożliwiające poznawanie świata, który poprzez liczne skreślenia wypracowuje wyjątkową poetkę tekstów, wreszcie wynalazcę nowego rodzaju powieści.
Początek spotkania mógł wydawać się konwencjonalnym rozwiązaniem, dydaktycznym wprowadzeniem dla studentów, formalnością, którą wszyscy – profesor, pisarz, jak i publiczność – chcieli mieć jak najszybciej za sobą. Taka forma otwarcia rozmowy była jednak na swój sposób komiczna. Nie wiem, czy zabawniejszy był naukowiec zapominający na chwilę o bohaterze spotkania – traktujący go jako przedmiot badań czy pisarz, który pozostawał niemy, przysłuchując się opowieści o sobie – nie sobie? Ta z pozoru zwyczajna scena świetnie ukazywała konwencjonalność akademickiego dyskursu. Jednym z dogmatów współczesnego literaturoznawstwa jest przecież teza Rolanda Barthesa dotycząca śmierci autora. Jak tu być badaczem, gdy autor nie tylko żyje, ale i siedzi obok, a żeby tego było mało, w swojej twórczości coraz częściej bezczelnie ze śmierci żartuje.
Zanim Bocheński z Myśliwskim zaczęli rozmowę o tym, jak rodzi się opowieść, zobaczyliśmy, że jest ona także zawłaszczeniem, stworzeniem postaci, o której mówi się z perspektywy określonych wartości czy preferencji. Nie można wykluczyć, że słowa o wygłaszanym z niechęcią wstępie nie musiały być prawdziwe. Literaturoznawcze wprowadzenie równie dobrze mogło być chęcią podrażnienia pisarza, skłonienia go do tego, by zdystansował się do krytyczno-literackiej narracji.
Bocheński rozpoczynając od opowieści o Myśliwskim, osiągnął jeszcze jedno. Ukazał moment zmiany ról. Gdy badacz stał się rozmówcą, wkroczył na niepewny grunt czegoś, czego nie można nigdy w pełni kontrolować.
Szczególnie że Wiesław Myśliwski – mistrz literackiej improwizacji – równie dobrze improwizuje w rozmowie: bawi się jej formą, kokietując publiczność i starając się nieco zdezorientować interlokutora odpowiedziami pozornie banalnymi, niepokojącymi pauzami, odnosząc się do zarysowanego zdaniami wielokrotnie złożonymi problemu w sposób ostentacyjnie zwyczajny i językowo trywialny.
Gdy jednak zaczynał rozwijać myśli, mówił w sposób tak dobrze znany z jego książek, w których styl jest mieszanką żywiołowości i skupienia, a jednocześnie wyrazem nieufności wobec form przesadnie zmetaforyzowanych bądź abstrakcyjnych. Myśliwski bardzo dobrze wyczuwa wszelkie nieprzekonujące uogólnienia. Od razu zaprotestował, gdy prof. Bocheński sugerował, że wielu czytelników, którzy tego dnia niemal do ostatniego miejsca wypełnili aulę Wydziału Filologicznego, nie jest zainteresowanych odkrywaniem własnego losu, a literaturę odbiera w sposób powierzchowny.
Jedna z najciekawszych kwestii, jakie pojawiły się podczas rozmowy, dotyczyła literatury jako formy poznawania samego siebie.
Bocheński zapytał o to, co podczas pisania było dla Myśliwskiego największą przygodą. Odpowiadając, pisarz nawiązał do okoliczności pracy nad powieścią „Widnokrąg”. Mówił o tym, że przez długi czas miał jedynie tytuł, nie wiedząc, co zrobić dalej. Okazało się, że problemem, który uniemożliwiał pisanie tej książki, był stosunek do własnej biografii, autor nie był w stanie traktować jej z twórczą swobodą, był wobec niej zbyt lojalny. A przecież jak powiedział podczas spotkania: „literatura wymaga tego, byśmy nasze życie zdradzali z każdym zdaniem”.
Fascynującym wątkiem była także kwestia poczucia humoru – coraz ważniejszego w twórczości Myśliwskiego. Poruszając ją, pisarz nawiązał do wydarzeń z czasów studiów, gdy niezwykle poważnie zinterpretował zabawny tekst Jana Lemańskiego. Wówczas pani profesor, nie chcąc uradzić ambitnego studenta, skomentowała jego pracę słowami o pokoleniu, które w dzieciństwie przeżyło wojnę i przez to straciło poczucie humoru. Myśliwski przyznał, że przez długi czas utożsamiał się z tą opinią, jednak później humor w swoim pisaniu zaczął stopniowo odkrywać. Niemal zawsze łączy się on w jego twórczości z tragizmem, a jednocześnie bardzo często z empatią.
Szczególne miejsce w rozmowie zajął „Kamień na kamieniu”. To cytaty z tej książki stały się punktem wyjścia do rozważań na temat kreacji, która okazuje się czasem prawdziwsza niż to, co realne.
Wiesław Myśliwski nie miał wątpliwości, że opowiadając, zbliżamy się do autentycznego istnienia – podążamy za wewnętrznym rytmem, próbujemy stworzyć konstrukcję życia. W ten sposób zmieniamy nasze doświadczenia w los. Jednocześnie opowiadanie bywa narzędziem manipulacji, projekcją życzeń i marzeń, które sprawiają, że coś wydaje się prawdziwsze, niż naprawdę było.
Spotkanie zamknęła pointa, którą prof. Bocheński wygłosił z komentarzem, że przygotowana znaczenie wcześniej teraz już nie pasuje na finał rozmowy. Po raz kolejny literaturoznawca podkreślił nieprzystawalność doświadczenia i opowieści, jednocześnie pokazując, że powołaniem literatury, ale także pisarza, jest wymykać się gotowym scenariuszom, teoriom i narracjom. Następna okazja pozwalająca śledzić owo wymykanie już za miesiąc. Na 8 maja planowana jest bowiem kolejna rozmowa Tomasza Bocheńskiego z Wiesławem Myśliwskim. Tym razem ma być ona poświęcona kontekstom literatury. Już teraz można być pewnym, że będzie ona w dużym stopniu dotyczyć czegoś zupełnie innego.
Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ.