Portret otwarty

Piotr Szwed

 

 

"Genezyp Kapen nie znosił niewoli w żadnej formie".

 

Stanisław Ignacy Witkiewicz

Wiem, że to mocno niefortunne, tak ostentacyjnie lekceważyć wolę pisarza, wyrażoną we wstępie do Nienasycenia, uznającą „babranie się w autorze à propos jego utworu” za „niestosowne, niedyskretne, niedżentelmeńskie, ale – jak przecież Stanisław Ignacy Witkiewicz sam dobrze wiedział – świństwa bywają kuszące. Pierwsze zdanie opublikowanej w 1930 roku powieści wydaje mi się bardzo dobrym mottem dotyczącym odczytywania sprzeczności stanowiących niezbywalny element światopoglądu autora Szewców, wnikliwie przedstawionego w wydanej właśnie książce Agnieszki Kałowskiej zatytułowanej Witkacy. Etyka.

 

Można by postawić hipotezę, że dla Witkiewicza niemal wszystko w końcu okazywało się ograniczeniem. Jako twórca niezwykle precyzyjnej, by nie rzec, restrykcyjnej, teorii dialogu żądał od uczestników poważnej rozmowy przestrzegania ściśle określonych reguł. Narzucał operowanie precyzyjnie zdefiniowanymi pojęciami, domagał się wymiany myśli opartej na filozoficznych podstawach. A jednak – jak słusznie pisze Kałowska, omawiając jego relacje z Romanem Ingardenem – „utrwalone w tekstach najbardziej intrygujące witkacowskie spotkania to te, które wymykają się spetryfikowanym epistemologicznym schematom”. Niesiony więc przez „fanatyka prawdy” kaganiec rozświetlającej mrok teorii okazał się w końcu kagańcem w zupełnie innym znaczeniu. Szereg połączonych ze sobą ogniw światopoglądu objawił się jako kolejny łańcuch.

 

Jako podobnie ambiwalentny przedstawia się stosunek Witkacego do natury. Znów możemy obserwować pojedynek racjonalisty z empatycznym odkrywcą Inności, kimś, kto próbuje przełamać ograniczenia antropocentrycznej perspektywy, a z drugiej strony ma świadomość, że naraża się w ten sposób na śmieszność: „Ja wiem, że konsekwentnie trzeba by nie jeść mięsa (ale wtedy trzeba by nie nosić skórzanych butów, bo to jest gruba niekonsekwencja, na którą tylko notoryczni teozofowie pozwolić sobie mogą), nie zabijać pluskiew i wszy, o ile się wyjątkowo posiada takowe w łóżku lub na stole, a potem idzie kolej na zwierzęce mikroby, a potem komórki roślinne – jednym słowem trzeba by się położyć pod płotem i zdechnąć – oto jedyne wyjście. Drugie to robić tylko, co jest konieczne, chociażby nie męczyć bez potrzeby nieszkodliwych dla nas stworzeń; tego tylko na razie wymagam”. Trudno rozstrzygnąć, czy cytowany fragment, zakończony mocno kaznodziejską pointą, jest w większym stopniu krytyką niekonsekwencji czy może jej afirmacją.

 

Literaturoznawstwo zbyt często przechodzi do porządku dziennego nad nieścisłościami, lukami, wygładza chropowatości w imię klarowności przyjętych tez. Kałowska, omawiając stosunek  Witkiewicza do dialogu, chrześcijaństwa, buddyzmu, postkolonializmu i ekologii, uniknęła kuszącej pułapki uczynienia z niego pisarza mądrościowego, tyle że dostosowanego do specyficznych czytelników literatury naukowej. Nawiązując do kategorii określonych przed laty przez Leszka Kołakowskiego, można powiedzieć, że przedstawiła błazna, który jednak nigdy ostatecznie nie zrezygnował z kapłaństwa. Jej książka, napisana bardzo drobiazgowo, precyzyjna pod względem metodologii nie zawiera jednego, oczywistego elementu kompozycyjnego – podsumowania. To naprawdę dobry pomysł, mający skłonić czytelnika do samodzielnego poszukiwania wniosków, a jednocześnie wyraz szacunku dla tego wszystkiego, co niepokojące i niejednoznaczne w twórczości autora Nienasycenia.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ