Nowe spojrzenie na protestantyzm

Marcin Giełzak

 

Anthony Burgess, którego większość ludzi może kojarzyć jako powieściopisarza („Mechaniczna pomarańcza” była jego dziełem), był także dość ciekawym i erudycyjnym eseistą. W jednym ze swoich tekstów napisał, że u kresu procesu ekumenicznego katolicyzm zamieni się w protestantyzm, podczas gdy protestantyzm przekształci się w agnostycyzm.

31 października tego roku minie dokładnie 500 lat, odkąd Marcin Luter ogłosił swoje 95 tez. Zastanawiam się, czy zakonnik z Wormacji byłby rozczarowany, że nawet pięć wieków później jego wystąpienie nadal nie doprowadziło do reformacji Kościoła Katolickiego, która była przecież jego zamierzeniem. Z jego protestu narodził się natomiast protestantyzm. Jeśli jednak przyjmiemy, że proces ekumeniczny Burgessa trwa, wszystko jest jeszcze możliwe. Niektórzy powiedzieliby pewnie, że jego twierdzenie o przesuwaniu się wyznań ewangelickich ku agnostycyzmowi już się sprawdziło.

 

Wśród blisko 20 tysięcy wspólnot religijnych odwołujących się do dziedzictwa Lutra (oraz Kalwina, Wesleya i innych) nie brakuje bardzo liberalnych interpretacji Pisma oraz tradycji. Znany jest żart, że unitarianie zakładają, że „istnieje jeden Bóg… przy odrobienie szczęścia”. Nieco nawet zabawniejsza jest definicja anglikanizmu jako Kościoła ufundowanego na „wartościach rodzinnych Henryka VIII”. Ten swobodny stosunek do transcendencji potwierdza być może opinię Miguela de Unamuno: „katolicyzm to moralność oparta na religii, podczas gdy protestantyzm to religia oparta na moralności”.

 

Jednocześnie jednak nie brakuje protestantów, którzy do prawd wiary podchodzą niezwykle poważnie. Dosłowne rozumienie biblijnych nauk, zakazów i nakazów jest wręcz wyróżnikiem wspólnot ewangelikalnych, szczególnie licznych i wpływowych za oceanem.  To właśnie te środowiska żarliwie zwalczają ewolucję, przekonanie, że świat ma więcej niż pięć tysięcy lat czy pewne liberalne urządzenia światopoglądowe jak np. związki jednopłciowe. Im nie grozi to, przed czym przestrzegał niedawno brytyjski tradycjonalista Peter Hitchens, ironicznie snując wizję „kobiety-biskupa Canterbury biorącej cywilny ślub z kobietą-biskupem Yorku”.

 

Różnorodność protestantyzmu stanowi więc pewne wyzwanie poznawcze. Różnice między luteranizmem a kalwinizmem mogą być trudno dostrzegalne dla laika - nie wspominając o sporach teologicznych i eklezjalistyczych między ekpiskopalianami a kongrecjonalistami. Szczęśliwie, książka Marka A. Nolla, która dostarczyła mi pretekstu dla nakreślenia tych kilku zdań, w całkiem przystępny, powiedziałbym: dziennikarski, sposób opowiada historię protestantyzmu, a w zasadzie nawet: protestantyzmów.

 

Autor, pracownik naukowy (katolickiego) uniwersytetu w Notre Dame w stanie Indiana został nazwany przez magazyn “Time” jednym z 25 najbardziej wpływowych protestantów w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem kilkunastu monografii z obszaru historii religii oraz współautorem deklaracji ekumenicznej Catholics and Evangelicals Together. Jak widać, dialog międzywyznaniowy i chęć zrozumienia wierzących inaczej nie są mu obce.

 

Oprócz zwięzłej i angażującej narracji książka Nolla ma według mnie jeszcze jedną zaletę: przewartościowuje wiele stereotypów i obiegowych opinii na temat tego protestantyzmu. Po pierwsze odrzuca popularną tezę o wspólnocie „rozmnażającej się przez podział”, tj. stale tworzącej nowe organizacje, odmiany i interpretacje wokół jednego przesłania. Noll podkreśla, że protestantów znacznie więcej łączy niż dzieli. Można dopowiedzieć, że utarte zestawienie, gdzie po jednej stronie jest jeden powszechny i apostolski Kościół, a po drugiej - 20 tysięcy wspólnot, jest pewnym przekłamaniem. Zasadniczo na protestantyzm składa się „tylko” kilka równoległych nurtów (luteranizm, kalwinizm, metodyzm…), a jest już bardziej kwestią tradycji i geografii, że to, co my nazywamy kalwinizmem, gdzie indziej może być określone jako prezbiterianizm albo chrześcijaństwo reformowane.

 

Tymczasem często zapomina się, że katolicyzm również nie jest wyznaniem wolnym od wewnętrznych podziałów: istnieją w jego łonie starokatolicy, grekokatolicy, koptowie, sedewakantyści... Mapa wyznań protestanckich, którą Noll odrysowuje, właśnie z uwzględnieniem wszystkich dziejowych uwarunkowań, jest ciekawą lekcją nie tylko historii religii, ale również historii jako takiej.

 

Skoro o mapach mowa - drugą istotną zaletą omawianej pracy jest sposób, w jaki wykazuje ona, że mylne jest utożsamianie protestantyzmu wyłącznie z krajami północnej Europy oraz północnej Ameryki. Noll zajmująco opisuje rozwój kościołów reformowanych w Azji, Ameryce Łacińskiej oraz Afryce. Wystarczy przytoczyć jedną z prezentowanych przez niego informacji: w 1910 roku spoza Europy i Ameryki wywodziło się ledwie 11% protestantów; sto lat później było ich 73%. W Brazylii czy Indiach mieszka dziś więcej ewangelików niż w Niemczech. Najwięcej egzemplarzy Biblii drukuje się zaś… w Chinach.

 

Jak widać, Noll równie swobodnie porusza się w obszarze teologii, jak i historii oraz geografii. Wiele miejsca poświęca też zainteresowaniu czytelnika tym, co nazywa „cywilizacją protestancką”, czyli przejawami kultury i sztuki inspirowanymi ewangelickim przesłaniem. Dzięki tym omówieniom można spojrzeć w nowym świetle na dzieła Rembrandta czy Bacha. Można też zamyślić się nad takim - dla przykładu - fragmentem George’a Herberta cytowanym w książce:

Kto chce znać Miłość, niech spróbuje soku,

Któremu włócznia kata dała upust nowy,

Gdy na krzyżu otwarła ranę w martwym boku;

I niechaj powie, czy znał smak takowy.

Miłość jest owym słodkim i niebiańskim płynem,

Który dla Boga krwią jest; a dla mnie winem.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ