Spektakl nie był już konstruktem opartym na dramacie, lecz często realizowano go środkami pozaliterackimi. Następowała częściowa lub całkowita rezygnacja z tekstu dramatycznego, opowieść powstawała w trakcie prób. Wykorzystywane były też inne treści: sprawozdania świadków historii, dokumenty, fotografie, relacje filmowe. Rola aktora także ulegała zmianie. Tutaj, jako aktywny uczestnik, aktor stawał się (czasem w autobiograficznym, auto-teatralnym ujęciu) współautorem teatralnej opowieści. Tworzony był zatem żywy, atrakcyjny organizm, w którym historia była nie tylko pretekstem do snucia refleksji, ale stawała się elementem wieloaspektowego, wielonarracyjnego eksperymentu artystycznego, budowanego – co warto podkreślić – na bazie udokumentowanej, swoiście „przebadanej” przez uczestników teatru, relacji teraźniejszości z przeszłością.
Wydaje się, że opowiedzieć historię można na niezliczoną ilość sposobów. Wszak przeszłość nie istnieje poza naszymi osądami, nie ma swojej reprezentacji (nie mamy do niej dostępu), zatem opowieści kreujące historię są jedynie rodzajem naszych o niej wyobrażeń. Każde badanie w nieunikniony sposób zależne jest nie tylko od momentu interpretacyjnego, ale także od indywidualnych cech badacza jak, chociażby od rodzaju wyznawanych poglądów. Przy takim założeniu, pojawiają się obawy co do poznawczego obiektywizmu historii.
Z drugiej strony nieuchronność historii, wpisująca się w proces naszego życia powoduje, że podejmujemy się owego poznawczego wysiłku. Próby te mogą oczywiście być skazane na niepowodzenie (za mało faktów i danych), lecz jeśli przyjmiemy, że świat objawia się w typowy dla nas ludzi sposób, opiera się na podobnych założeniach, jest sumą podobnych zdarzeń (ale i podobnych błędów), to poznawanie historii jest znacznie prostsze, niż się nam do tej pory wydawało.
Można założyć, że każdy element rzeczywistości prędzej czy później „ulegnie” historii, lecz nie wszystkie dają się precyzyjnie opisać, choć wszystkie mają potencjał poznawczy. Dlatego warto sięgać również po te zapisy, które wymknęły się stricte naukowej kodyfikacji, które nie podlegają ilościowej czy jakościowej ocenie, nie są fizyczne, mierzalne, są trudno opisywalne, często istnieją w jakimś kontekście, nieuchwytne i choć w dużej mierze oparte na sprawozdawczym, opisowym, charakterze albo – o zgrozo – opierają się na intuicji, to wciąż współtworzą wyjątkową aurę doświadczenia, nieoczekiwanie wprowadzając do opowieści o nas samych dodatkowe gigabajty informacji.
Na uwagę zasługuje ostatni rozdział publikacji poświęcony „Tekstom, które przepadną, czyli o redaktorskiej władzy estetycznej” autorstwa Adrianny Wolańskiej, jako jedyny nie opisuje wybranego spektaklu, lecz ukazuje trendy artystyczne w przestrzeni tekstów pisanych dla teatru. Dlaczego mówimy o tekstach pisanych dla teatru, a nie o dramacie? Obecnie tekstem teatralnym może być wszystko, począwszy od powieści historycznej, skończywszy na metce atrakcyjnego produktu (tyle że z tym „wszystkim” jest oczywiście tak, że musi się uzasadniać na scenie).
Adrianna Wolańska pisze, że wciąż istnieją instytucje, które służą popularyzacji, ale i ocenie tekstów scenicznych – są to teksty biorące udział w konkursach dramaturgicznych, czy też nadsyłane do redakcji „Dialogu”. Komisje je oceniające składają się z wykwalifikowanych specjalistów, redaktorów poważnych pism poświęconych teatrowi a czasem nawet także w ich skład wchodzą dramaturdzy. Wydaje się, że ich wyroki będą miarodajne i na wskroś obiektywne. Czy tak jest w istocie? Czy rzeczywiście ma to miejsce, czy oceniający zachowują należytą rozwagę? O tym – oraz o zaskakującym wniosku autorki tekstu co do istoty takiej branżowej oceny – dowiedzieć się można z lektury publikacji Opowiedzieć historię. Polska dramaturgia współczesna po 2006 roku.
Więcej tekstów tego autora znajdziesz TUTAJ.