Biograf Potkańskiego zbudował opowieść o swym bohaterze z trzech rozdziałów. Pierwszy stanowi próbę nakreślenia – jak określa to sam A. Kobak - biografii intelektualnej krakowskiego dziejopisa: odtworzenia jego życia prywatnego, procesu dojrzewania jako badacza i intelektualisty, przebiegu kariery naukowej i zestawienia dokonań badawczych na tle epoki i ówczesnych środowisk intelektualnych i naukowych. W rozdziale drugim łódzki historyk podejmuje trud scharakteryzowania dorobku naukowego Potkańskiego, określając celnie jego ujmowanie historii jako „polifoniczne”. Wreszcie ostatni rozdział to próba odpowiedzi na pytanie o miejsce bohatera biografii - jego osiągnięć oraz sposobu uprawiania i „widzenia” historii – w polskiej historiografii.
Gwoli ścisłości - książka, rzecz jasna, opatrzona została, zgodnie z wymogami warsztatu naukowego historyka, bogatym zestawem przypisów i odsyłaczy oraz uzupełniona o bibliografię i indeks osobowy. Zachęcam szczerze do jej przeczytania – jej atutem jest nie tylko badawcza rzetelność Autora, ale również jego „język”, styl pisarski. Wielce udanie łączy on zajmującą opowieść o faktach z życia Potkańskiego, jego osiągnięciach naukowych i poglądach na sposób uprawiania historii z ocenami i refleksjami samego biografa oraz wplecionymi w tekst, ilustrującymi go cytatami. Dbając o naukowy charakter biografii, A. Kobak nie zaniedbał również wzbogacenia narracji o anegdoty. Polecam przyszłemu czytelnikowi zwłaszcza fragmenty, dotyczące sposobu postrzegania Potkańskiego przez przedstawicielki płci pięknej, ocen jego osoby jako arbitra elegancji na miarę współczesnego Petroniusza, opisów jego pasji wspinaczkowych, taterniczych; wreszcie - zapożyczony z opowieści Adama Grzymały-Siedleckiego zapis zaiste wstrząsającej dla Potkańskiego wizyty w mieszkaniu pisarza, skandalisty i „Boga” młodopolskiego Krakowa, Stanisława Przybyszewskiego.
Ciekaw jestem, czy po lekturze książki A. Kobaka Czytelnik zgodzi się z trafnością oceny Potkańskiego, którą w nieco może przewrotny sposób usiłowałem zakodować w tytule niniejszego tekstu: nie tylko jako mistrza-badacza, ale także (niestety!) mistrza drugiego planu, pozostającego w cieniu wielkich nazwisk. Przy tym mistrza nieprzysłowiowego - nie mającego nic wspólnego z „mistrzami drugiego planu”, znanymi z zatytułowanych w ten sposób żartobliwych zdjęć, zamieszczanych w sieci. Nie starającego się bowiem za wszelką cenę skupić uwagi na swojej osobie. Nie dbającego – nawiązując do tekstów uniwersyteckich ślubowań doktorskich – nie tylko o „lichy zysk”, ale i o „próżną sławę”.
Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ.