Nie czekam na nowego Mroza

Natalia Kólikowska

 

Czy fabuła czasem Państwa nuży, a bohaterowie męczą? Wydawcy prześcigają się w sprzedawaniu historii — która ciekawsza, bardziej wstrząsająca, oryginalna. Rynek narzuca tempo zarówno konsumentom, jak i wytwórcom, dyktuje, co należy znać, a nawet to, co należy pisać.

Na mojej półce z pozycjami „do przeczytania” leży np., wydany niedawno nakładem świetnego wydawnictwa Czarne, które samo w sobie jest gwarantem jakości i wysokiego poziomu, reportaż Poniemieckie Karoliny Kuszyk. Książka ta liczy blisko 500 stron i od tygodnia zastanawiam się, czy chcę poświęcić kilka tygodni swojego czasu na czytanie o gdańskich szafach i kompletach pościeli. Nie kwestionuję wartości poznawczych, a nawet artystycznych tej publikacji (tym bardziej że jeszcze jej nie przeczytałam), ale od kiedy wzięłam do ręki ten tom, nie opuszcza mnie pytanie, dotyczące kryteriów doboru wydawanych w Polsce książek.

Okropnie doskwiera mi brak w Polsce środowiska literackiego, które byłoby twórcze i przede wszystkim sprawcze. Autorzy są rozproszeni i pojedynczy, niewiele ich łączy, akademia utonęła w morzu biurokracji, krytyka chodzi na sznurku głównych graczy medialnych. Brakuje instytucji wspierających twórców niezależnych, pragnących spróbować czegoś nowego, czegoś innego.

Skutkuje to dającym się zauważyć brakiem refleksji nad literaturą, nad jej materią. Ostatnią, szeroką dyskusją nad literaturą polską była chyba ta o transformacji, a było to już wieki temu!

 
Mam wrażenie, że książki czytane przeze mnie w ostatnich latach (z kilkoma wyjątkami oczywiście) wyszły z powielacza. Te same techniki, tożsame modele, sprawdzone strategie. Nuda i potworna wtórność!

 

Dlatego z tym większą radością i zainteresowaniem sięgnęłam po publikację Magdaleny Wasąg W cieniu ojca. Awangarda prozatorska lat 30. XX wieku. Rudnicki, Napierski, Schulz, Tarn. Interesuje mnie bowiem twórczość odważna, sięgająca dalej, stawiająca pytania nie tyle czytelnikowi czy krytykowi, a samej literaturze. W podtytule książki autorka zamieściła wyraz „awangarda” - to mocne, wywodzące się z terminologii wojskowej słowo, zobowiązuje. Mianem awangardowym zwykło się bowiem nazywać dzieła, charakteryzujące się najdalej posuniętym radykalizmem i antytradycjonalizmem. Za sztandarowy cel kolejnych awangard uznaje się bowiem taką reformę sztuki, która realizuje rozpoczęcie „wszystkiego od nowa”, od modernistycznego „punktu zero”. Tak zdefiniowana prerogatywa innowacji i autonomii już na wstępie budzi wątpliwości co do możności łączenia różnych twórców w pewną formację. Dlatego Wasąg wybiera z ich twórczości jeden, bez wątpienia wspólny motyw ich twórczości, i wyinterpretowywuje z niego swoje spojrzenie na prozę lat 30.

Tytułowy motyw ojca to nie tylko wnikliwa analiza relacji międzypokoleniowej, ale dużo szersza interpretacja metafory kulturowej, związanej nie tylko z figurą ojca, ale z tym wszystkim, co ona ze sobą niesie. Prozę Rudnickiego, Napierskiego, Schulza i Tarna scala „fantazmat ojca, który w istocie jest pytaniem o dziedziczenie, o to, czy awangardowe projekty literackie stworzą nowego człowieka, syna nieobarczonego cieniem ojca, skazą pochodzenia. W międzywojniu dla pisarzy żydowskiego pochodzenia było to pytanie szczególnie ważne” - wyjaśnia Wasąg.

 
Jest to spojrzenie humanisty, kulturoznawcy i antropologa zainteresowanego inspirującymi prądami, kształtującymi obraz dawno minionej epoki. Dla Wasąg jest to psychoanaliza, wątki żydowskie, społeczno-kulturowe, a nie kwestie ściśle historycznoliterackie — jak chcieliby niektórzy krytycy tej książki.

 

Autorka nie cytuje wszystkich recenzji, nie analizuje każdego krytycznego słowa napisanego pod adresem interesujących ją dzieł. Rzuca za to pewne światło, odsłaniające z pewnością nie jakąś prawdę totalną o którymś z omawianych dzieł, ale pokazujące jego ciekawe aspekty, tropy, którymi dalej podążyć może sam czytelnik. U źródeł tej książki stoi również słuszne przekonanie o tym, że obraz literatury polskiej dwudziestolecia międzywojennego zawiera pewne luki i przemilczenia, które jednakowoż warte są wypełnienia i opowiedzenia:

„Nie chodzi tutaj o dowartościowanie powieści Napierskiego, Rudnickiego czy Tarna — czytamy we Wprowadzeniu — Tym bardziej nie chodzi o wywołanie w wyobraźni czytelników mylnego wrażenia, że zajmowali oni takie miejsce literackie, które de facto nie istniało. Istotne jest coś całkiem innego. Wzorem międzywojennych recenzentów nie powinniśmy lekceważyć wartości prozy awangardowej”.

Książka Wasąg jest mi bliska, ponieważ ja również w swojej dotychczasowej pracy badawczej zajmowałam się niesłusznie zapomnianą, śmiele eksperymentującą prozą polską XX stulecia i wiem jak ciężko bronić dzieł niejednokrotnie chybionych, nieudanych, na swój sposób „kulawych”.

 
Koszty nowatorstwa w literaturze są bowiem zwykle wysokie — w szczególności, gdy w roli „odnowicieli” występują debiutanci.

 

W cieniu ojca...  łódzkiej literaturoznawczyni to zbiór szkiców, interpretujących przedwojenną twórczość czterech młodych wówczas i odważnych prozaików. Ich dzieła (z wyjątkiem opowiadań Schulza) są dziś poza kanonem, w dużej mierze nie przetrwały „próby czasu”. Jednak każde z nich warte jest uwagi, ponieważ są one heroiczną próbą przeobrażenia literatury, dotknięcia jej istoty, stworzenia powieści zaprzeczającej samej sobie, będącej konkretną realizacją marzenia Edwarda, bohatera Fałszerzy Andre Gide'a, by napisać „powieść bez tematu” — „książkę niekonwencjonalną, mieszczącą w sobie wszystkie autorskie doświadczenia” — jak pisał Jan Tomkowski w słynnym, historycznoliterackim eseju Pokolenie Gombrowicza. Narodziny powieści XX wieku w Polsce. Choć niewygodna i trudna, przesada jest zawsze potrzebna sztuce. Dlatego wciąż na nowo należy pisać o zapomnianych eksperymentatorach i wciąż na nowo ich czytać, bo tylko odważne i bezkompromisowe kroki zbliżają nas do sensu życia i sensu literatury.

 

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ.