Moje miasto odzyskuje swoją historię

Joanna Sikorzanka

 

Już nie jest tylko „złym miastem” Bartkiewicza czy Reymontowską „ziemią obiecaną”. Opowieść o nim zyskała wiele odcieni, co widać znakomicie w drugim tomie antologii „Budzi się Łódź… Obrazy miasta – między literaturą a publicystyką”. Zebrane w nim teksty, pochodzące między innymi z łódzkiej prasy, to nieprzebrane źródło wiedzy o mieszkańcach „polskiego Manchesteru”, ich kondycji, dążeniach, sukcesach i rozczarowaniach. Także o samym mieście z jego fabrykanckim przepychem i robotniczą mizerią bałuckich podwórek. Mieście, które – jak czytamy we wstępie – przez niektórych było uważane za „zbyt kosmopolityczne”, a rozwijający się w nim przemysł za „zbyt drapieżny”. Dochodziły jeszcze do tego obawy, iż „zagrożeniem dla polskości” może być społeczność niemiecka, żydowska czy rosyjska.

Autorzy antologii sięgnęli nie tylko do relacji prasowych. W liczącej sobie blisko 700 stron publikacji znalazły się też fragmenty prozy, kronik, wspomnień czy listów. Całość została podzielona na okresy: od roku 1857 do 1913, czas I wojny światowej i okres międzywojenny. Na końcu zamieszczono „wspomnienia powojenne” m.in. Ireny Tuwim, Artura Rubinsteina, Ludwika Starskiego czy Karla Dedeciusa. Do grona znanych nazwisk dołączają, publikowani wcześniej, Bolesław Prus, Julian Tuwim, Marian Piechal, Grzegorz Timofiejew i Pola Gojawiczyńska. Nie o nich jednak chciałabym napisać, a o tych, którzy – skazani do tej pory na niepamięć – w niepowtarzalny sposób przedstawiają Łódź.

Na początek – Berta Teplitzka, która w swej wydanej w 1913 roku książce Lodzer typen, tak opisuje łódzkiego przedsiębiorcę –

dumą jego jest dobrze ubrana, należąca do grona eleganckich dam miasta i na ulicy podziwiana żona. Jest ona przedmiotem luksusowym, który kupuje bardziej dla innych niż dla siebie, jak willa, którą sobie buduje, albo samochód, który sobie funduje.

Autorka tych słów to urodzona na Łotwie dziennikarka związana z "Neue Lodzer Zeitung", działaczka Klubu Kobiet Żydowskich WIZO, uczestniczka międzynarodowej konferencji w Londynie poświęconej handlowi kobietami. Pisała w języku niemieckim, ironicznie, z humorem – „Łódzki biznesmen jest zwierzęciem stadnym […] Jeśli Z. wydał córkę za lekarza lub pozwolił synowi studiować chemię, to P. niezawodnie zrobi to samo. X. co roku podróżuje do Karlsbadu […] – P. też musi tam być”. Berta Teplitzka zmarła w getcie łódzkim w 1942 roku.

I następna kobieta – Violetta Thurstan, angielska pielęgniarka, tkaczka. Studiowała historię i geografię, uzyskała dyplom uniwersytecki w zakresie języków nowożytnych i sztuki pięknej, biegle posługiwała się czterema językami. Jak znalazła się w Łodzi? W 1913 roku wstąpiła do Czerwonego Krzyża i od początku I wojny światowej pracowała jako pielęgniarka. Dołączyła do Latającej Kolumny czyli mobilnej jednostki medycznej, która zajmowała się rannymi na froncie wschodnim, m.in. w zbombardowanej Łodzi.

Ostrzał znów rozpoczął się z wielkim natężeniem” – pisała w swym pamiętniku – „łomot, huk, trzask rozlegały się przez cały czas wokół nas […] Przez całą noc dostarczano nam najbardziej okaleczonych mężczyzn, niektórzy już nie żyli, inni zaś umierali po kilku minutach […] W południe poszliśmy do hotelu [Grand Hotel] na posiłek. I mimo że w Łodzi zostało bardzo, ale to bardzo mało żywności, to jednak podano nam do spożycia to, co tylko posiadano.

Violetta Thurstan zmarła w wieku 99 lat. Opublikowała wspomnienia o bitwie pod Łodzią i uchodźcach na froncie wschodnim, była ranna, otrzymała Medal Wojskowy, pisała powieści i książki o starożytnych tkaninach i tkactwie.

Jeszcze spojrzeliśmy na siebie, na niebo nad zachodnim horyzontem, pod którym leżała Łódź” – kończyła swe wspomnienia o Flying Column - „ było ono krwiste i trupie. Wydawało nam się, że jest to zły omen dla nieszczęsnego miasta…

1918 rok przyniósł Łodzi wyzwolenie, rozpoczęło się tworzenie nowej administracji, gazety z tamtego czasu pisały o konieczności „odrzucenia metod biurokracji rosyjskiej”, a pierwszy prezydent niepodległego miasta, Aleksy Rżewski, wierzył iż „ przyszłość Polski odzwierciedla Łódź”. W prasie toczyła się dyskusja o potrzebie kształcenia robotników i życiu muzycznym, w sprawie przyznania nagrody artystycznej miasta Łodzi głos zabierali: Władysław Strzemiński, Izaak Lejzerowicz, Przecław Smolik i Wincenty Brauner, zaś reporter pisma „Giewont” zachwycał się w 1928 roku „Pięknem Łodzi”:

„stajemy zdumieni – spośród ruder domów wyrasta koronkowej roboty w stylu weneckiego, prawie czystego renesansu, fronton synagogi”, chodzi oczywiście o Alte Szil przy ulicy Wolborskiej. Tamta Łódź to także Ślepy Maks, banda Dardanele i zabójstwo w piwiarni Kokolobolo, o czym rozpisywał się „Głos Poranny”. I zajścia antyniemieckie, które miały miejsce po dojściu do władzy Hitlera w 1933 roku – jak donosił „Express Ilustrowany” obiektem napaści stało się wydawnictwo hakatystyczne, niemieckie gimnazjum i bank.

W tym samym roku Konrad Wrzos wydał książkę Oko w oko z kryzysem. Reportaż z podróży po Polsce, w której opisał Brzeziny i Łódź pogrążone w bezrobociu, biedzie i głodzie. Nieco później Ksawery Pruszyński w Żółtych ludziach z Łodzi nazwał łódzkich robotników kulisami, odwołując się do niewolniczej pracy azjatyckich tragarzy, najniższej kasty w Indiach. Zauważał także potencjał polityczny bezrobotnych i pisał o mechanizmie przemian społecznych. Maria Przedborska, nauczycielka, poetka, działaczka społeczna publikowała w "Głosie Porannym" sprawozdania dotyczące sytuacji w łódzkich fabrykach. Samowola majstrów wobec robotnic i Robotnica łódzka w świetle faktów i wspomnień to jej dwa artykuły, które znajdziemy w antologii. Są w nich zeznania kobiet skarżących się na warunki pracy:

"Boli wszystko: ręce, ramiona, kark, nogi, stopy, krzyż – całe spracowane ciało” i wykorzystywanie przez zwierzchników („Pracuję w fabryce od 6 lat […] Od pewnego czasu majster K. zaczął mnie prześladować, żądając ode mnie, bym mu uległa”). Zygmunt Nowakowski, który odwiedził „Miasto Ariadny”, w jednej z fabryk bawełny, w „opętańczym łoskocie motorów”, zdjął przed pracującymi tam kobietami kapelusz, a Zygmunt Waliński w poemacie „WIMA” kreśli obraz morderczej pracy w Widzewskiej Manufakturze – „Śród robociarzy głód, nędza, choroby / Nadwątlone płuca, źle funkcjonujące klapy sercowe, reumatyzm, blednica / Śród młodszych pracownic – prostytucja […] Produkcja. Produkcja. Produkcja”…

I jeszcze o dwóch postaciach z antologii chciałabym wspomnieć. Odkryciem dla mnie stał się Rafał Len, właściwie Rafał Lichtenstein, prozaik i prawnik, mieszkający przy ówczesnym pasażu Szulca (dziś - 1 Maja). W łódzkim „Głosie Porannym” publikował reportaże, cztery z nich znajdziemy w antologii. Śmierć Goldberga to wzruszająca opowieść o żydowskim chłopcu, który zmarł na suchoty, co przez jednego z kolegów zostało skwitowane krótkim – „jedno ścierwo mniej na świecie…” Pisząc o „Ludziach bez powietrza”, Len opisuje bałucką ciasnotę, smród, choroby i głód. W jego Eksmisji ofiarą staje się ktoś, kto nie umie udowodnić na rozprawie sądowej „nędzy wyjątkowej”. Radogoszcz w słońcu zaś to reportaż o „malutkiej błękitnookiej Gieni” i innych pacjentach radogoskiego szpitala, dla których staje się on często ostatnim przystankiem. Pełne społecznego zaangażowania, czułe wobec opisywanych postaci teksty Rafała Lichtensteina, który został zamordowany w 1943 roku, są niezwykłym świadectwem międzywojennej Łodzi. Miasta, które z równą czułością traktował  Carl Heinrich Schultz, pisarz, publicysta i tłumacz, łodzianin zachwycony parkiem Helenów, opisujący łódzkie knajpy i ruch uliczny, kolekcjonujący „szlagiery łódzkiej ulicy” i przykłady „Lodzer Deutsch”, czyli języka niemieckiego po łódzku. Związany był z propolskim tygodnikiem „Der Deutsche Wegweiser”, gdzie – w 1938 roku – zamieszczał swe artykuły. Dwa lata później został zastrzelony przez hitlerowców w lesie Łagiewnickim.

Tak jak niezwykłe są postaci, o których wspominam, tak niezwykła jest ta książka, nad przygotowaniem której pracowało wielu badaczy, redaktorów, tłumaczy. Same, bardzo interesujące, przypisy mogłyby złożyć się na odrębną całość. Dodajmy, iż antologia jest dedykowana prof. Krystynie Radziszewskiej, germanistce UŁ, koncentrującej się w swoich badaniach na wielokulturowości Łodzi XIX i XX wieku, historii i kulturze łódzkich Żydów i Niemców oraz stosunkach polsko-niemieckich. Taki dar na 45-lecie pracy zawodowej i rocznicę urodzin to również coś niezwykłego.

Mam nadzieję na kolejne tomy przywracające Łodzi jej historię.

 

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ