Mają na nas nowy zamach…

Przemysław Waingertner

 

…znani łódzcy historycy Rafał Stobiecki i Sławomir Nowinowski przy czynnym współudziale Anny Brzezińskiej i Mileny Przybysz-Gralewskiej oraz Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego. Zamach to brzemienny w skutki – na humanistów, zawodowych historyków, obarczonych czasochłonnymi obowiązkami zdalnego kształcenia, ale także na wszystkich pasjonatów-amatorów najnowszej historii Polski i polityki, którzy obciążeni praca zawodową z trudem znajdują wolne chwile.

Jeśli jedni i drudzy poważnie traktują swoje pasje historyczne, po prostu muszą zapoznać się z nowym wydawnictwem, pt. Mam na pana nowy zamach… Wybór korespondencji Jerzego Giedroycia z historykami i świadkami historii 1946-2000 (tytułem wyjaśnienia — pierwsza część tytułu to „złowróżbna” zapowiedź, jaką napotkamy w listach Giedroycia, w których kusił znanych intelektualistów, polityków, publicystów czy historyków możliwością publikacji dla paryskiej „Kultury”).

Na wydawnictwo składają się trzy potężne tomy, przygotowane przez wspomnianych wcześniej  łódzkich dziejopisów na podstawie zasobu Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu. Z ich imponującą objętością (razem to około 3 tysięce stron! – to chyba usprawiedliwia traktowanie inicjatywy łódzkich dziejopisów jako zamachu na nasz wolny czas?) idzie w parze jakość zawartych w listach refleksji i dobór korespondujących z Księciem Redaktorem postaci. Znaleźli się wśród nich czołowi intelektualiści epoki, politycy i działacze polskiej powrześniowej emigracji, wreszcie historycy i publicyści – nie tylko zatem współtwórcy, uczestnicy, świadkowie historii Polski i Europy w drugiej połowie XX w., ale także jej badacze.

I tak Czytelnik będzie miał możliwość zapoznać się m.in. z wymianą listów (i myśli) pomiędzy Giedroyciem a generałem Władysławem Andersem, Władysławem Bartoszewskim, Danielem Beauvois, Janem M. Ciechanowskim, Adamem Ciołkoszem, Normanem Daviesem, Andrzejem Friszke, Oskarem Haleckim, Michaiłem Hellerem, Wacławem Jędrzejewiczem, Janem Karskim, Tadeuszem Katelbachem, Tytusem Komarnickim, Stefanem Korbońskim, Janem Kucharzewskim, Marianem Kukielem, Stanisławem Mackiewiczem, Tadeuszem Manteufflem, Bogusławem Miedzińskim, Karolem Modzelewskim, Tadeuszem Pełczyńskim, Richardem Pipesem, Władysławem Pobogiem-Malinowskim, Edwardem Raczyńskim, Aleksandrem Sołżenicynem, Kazimierzem Sosnkowskim, Stanisławem Strońskim, Stanisławem Vincenzem, Andrzejem Walickim, Piotrem Wandyczem, Aleksandrem Watem, Pawłem Zarembą czy Tadeuszem Żenczykowskim – a to tylko mała próbka spośród tuzów polskiej polityki i europejskiej historiografii i kultury, korespondujących z Panem na Maissons-Laffitte.

Przypomnijmy anegdotę o wizycie w Drugiej Rzeczypospolitej sowieckiego pisarza Ilii Erenburga. Zapobiegliwa polska „defensywa” zadbała o stałą „opiekę” nad gościem ze wschodu. Kiedy Erenburg spacerował kiedyś z Tuwimem, wymieniając opinie na temat literatury i poezji, jeden z agentów kontrwywiadu, zamiast utrzymać przyzwoitą odległość od śledzonego, zaczął dosłownie deptać pisarzom po piętach. Zdenerwowany Erenburg zwrócił mu uwagę na błąd w sztuce inwigilacji. Odpowiedź rozbroiła jednak obydwu literatów: Ja nie służbowo... Jak mam nie słuchać, kiedy mówi pan Tuwim? Anegdota nie najgorzej świadczy o intelektualnych ambicjach polskich przedwojennych kontrwywiadowców. Cóż – a jak tu nie czytać, kiedy pisze Giedroyc. I to z kim?!

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ