Krótkie wprowadzenie do islamu

Marcin Giełzak

 

„Zwięzłość - pouczał wybitny anglo-amerykański eseista i krytyk Christopher Hitchens - jest przereklamowana”. Wyczerpanie tematu uzyskuje się zwyczajowo za cenę wyczerpania czytelników. Innymi słowy: trzeba mieć odwagę bycia nudnym. Malise Ruthven takiej odwagi jest zdecydowanie pozbawiony, postanowił bowiem omówić dzieje islamu, od proroka Mahometa po kalifa Al-Bagadiego, na przestrzeni mniej niż dwustu stron.

Szczęśliwie, anglo-irlandzki uczony i dziennikarz dysponuje innego rodzaju odwagą, tą, która zapewnia pełną niezależność myślenia i gotowość do podążania za faktami do samego końca, nawet jeśli wnioski okażą się niepokojące. Islam z serii wydawniczej Krótkie Wprowadzenie jest bowiem książką, która ma wszelkie dane ku temu, aby rozwścieczyć wszystkie strony współczesnych sporów o mahometanizm. Tych, którzy go atakują, odrzuci zupełna niechęć autora do jakichkolwiek generalizacji, stereotypizacji, uproszczeń. Apologetów zrazi bezkompromisowość, z jaką Ruthven wylicza aberracje, które zrodziły się nie tylko na obrzeżach islamu, ale także w jego (geograficznym, ale i ideowym) sercu, nie tylko za sprawą bastardyzacji jego religijnych nakazów i zakazów, ale także poprzez nadmierny zapał w ich przestrzeganiu.

Warto nadmienić, że termin islamofaszyzm lub bardziej poetycki: faszyzm z islamską twarzą, powszechnie przypisywane wzmiankowanemu powyżej Hitchensowi, są w rzeczywistości określeniami ukutymi przez Ruthvena. Nieraz budził też opór piszącego te słowa, między innymi, gdy dżihad prowadzony przez Al-Kaidę czy ISIS określa jako jedynie przebrane w religijny płaszcz ruchy stricte polityczne.

 
Moim zdaniem idee mają konsekwencje, a nawet pobieżna lektura Dabiq, oficjalnego organu propagandowego Państwa Islamskiego, potwierdza, że męczeństwo i nagroda w Raju nie są dla tych ludzi symboliką, ale najprawdziwszą rzeczywistością.

 

Skoro książka tworzy tyle przestrzeni do polemik i sporów, to jak sądzę, jest już jasne, że nie jest ona podręcznikiem. Choć znajdziemy tu relatywnie systematyczny wykład historii i głównych założeń islamu, to zgłębianie ich więcej będzie mieć w sobie z lektury erudycyjnego eseju albo wciągającego artykułu prasowego, aniżeli z przyswajania suchych faktów spisanych w akademickim skrypcie. Da się tutaj poznać warsztat dziennikarza BBC i współpracownika czołowych brytyjskich dzienników. Autor, jak już wspomnieliśmy, nie boi się kontrowersji, ale boi się nudy. Dlatego robi wiele, aby oddać niezwykłość islamskiej kultury i historii, która przez stulecia fascynowała Europejczyków.

 
Ruthven przyozdabia swoją narrację najbardziej poetyckimi surami z Koranu, aforyzmami mistyków, egzegezami pradawnych i współczesnych teologów. Zdaje sprawę ze sporów, jakie przed wiekami toczyli intelektualiści, tacy jak Awicenna czy Awerroes oraz jakie dziś prowadzą muzułmanie reformiści animowani liberalizmem, feminizmem, sekularyzmem.

 

Przypomina osiągnięcia cywilizacyjne tego kręgu kulturowego z al-gebrą i al-chemią na czele. Wskazuje na ogrom „domu islamu”, pod którego dachem mieszczą się nacje tak różne, jak Sudańczycy i Indonezyjczycy, wyznania tak odmienne, jak sunnizm i alawityzm, szkoły prawne tak krańcowo inaczej interpretujące jedną wiarę, jak liberalni hanafici i rygorystyczni hanbalici.

Autor nigdy nie gubi też z oczu szerszego kontekstu społeczno-ekonomicznego, wskazując m.in. jak eksplozja demograficzna w Algierii i wielka migracja wiejskiej biedoty do miast stała się siłą napędzającą tamtejszy islamizm, wcześniej zjawisko skoncentrowane wokół dominującego arabskiego socjalizmu. Analogicznie, wykazuje on różnice między bardziej otwartym i postępowym „islamem morskim” kupców, podróżników i światowych ludzi nawracających słowem i przykładem, właściwym Indonezji, a opresyjnym „islamem pustynnym” typowym dla zamkniętych na zewnętrzny świat kultur klanowo-plemiennych, np. w Arabii Saudyjskiej. Nie brakuje też odprężenia i anegdoty: dowiadujemy się np. że Prorok bardzo lubił koty i uznawał je za „ozdobę muzułmańskiego domu”.

W ostatnim rozdziale swojej pracy Ruthven podejmuje zagadnienie przyszłości islamu. Celnie moim zdaniem konstatuje, że drogą do ozdrowienia nie jest fala sekularyzacji, która przykryje całą ummę od Maroka po Malezję, ale raczej muzułmańska reformacja.

 
Wśród inteligencji i młodzieży w krajach islamskich nie brakuje tych, którzy chcą religii w wydaniu bliższym temu, jakie głosił wykształcony na dziełach greckich Awerroes. Uznając, że „prawda nie może przeczyć prawdzie”, filozof z Kordoby twierdził, że gdzie objawienie koraniczne przeczy faktom lub logice, tam trzeba w nim widzieć alegorię lub „prawdę chwili”, aktualną w danym momencie dziejowym, ale nie dzisiaj.

 

Postulował stałą interpretację i reinterpretację świętych ksiąg i zasad wiary w oparciu o wiedzę filozoficzną i przyrodniczą, widział bowiem w Koranie „żywy tekst”, z którym człowiek powinien prowadzić dialog. Należy mieć nadzieję, że dialog ten będzie trwać i że przemoc nie będzie go w stanie uciszyć.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ