Klasycyzm teraz tutaj

Natalia Królikowska

 

Najnowsza książka z doskonałej serii „Projekt: Egzystencja i Literatura” autorstwa Jakuba Beczka, zatytułowana Koehler. Uczestnictwo to ważne historycznie polonistyczne przedsięwzięcie. W biografii twórczej jej bohatera, Krzysztofa Koehlera, poety, historyka literatury i krytyka, zawiera się bowiem okres w dziejach literatury polskiej, który zwykliśmy błędnie, bo synonimicznie, nazywać „polską literaturą najnowszą” albo „literaturą po 1989 roku”, a które to pojęcia z każdym rokiem stają się coraz bardziej różne, niejednorodne, mgliste i w gruncie rzeczy umowne.

Najnowsza literatura polska nie może się skończyć, bo już w swojej nazwie zakłada ciągłą teraźniejszość i aktualność, ale nie sposób trwać wiecznie w odniesieniu do 1989 roku, który — co oczywiste i zupełnie naturalne — dla twórców i czytelników urodzonych po 2000 roku, jest po prostu jedną z wielu ważnych dat na osi historii. Doświadczenie generacyjne współczesności jest już od dawna zupełnie gdzie indziej. Ale powróćmy do czasów, kiedy tam i wtedy było jedynym dostępnym tu i teraz.  

Dwudziestoczteroletni student IV roku polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Krzysztof Koehler debiutował wierszem Niemcy. Bawaria w jeszcze wówczas emigracyjnych, a przy tym elitarnych i klasycyzujących  „Zeszytach Literackich” w 1987 roku, a więc w tym samym roku, w którym ukazał się pierwszy numer „brulionu”, najważniejszego krajowego pisma epoki przełomu.  

„(…) ‘brulion’ dość szybko zaczął określać własne stanowisko nie tylko w sprzeciwie wobec oficjalnej, skompromitowanej kultury PRL-u, ale też względem twórców drugoobiegowych (‘ethosomanów’, jak z przekąsem mówił o nich Koehler” – odnotowuje Beczek.  Autor Świętych wiosen rozpoczął współpracę z pismem już od drugiego numeru jako „redaktor od literatury” i przedstawiciel jego konserwatywnej linii. Bo i takie skrzydło - potocznie kojarzony jako skandalizujący, alternatywny i anarchiczny – „brulion” miał, co finalnie doprowadziło do jednej z najważniejszych i najbardziej gorących polemik literackich w historii polskiej literatury, do współczesnej wersji sporu klasycystów z romantykami, czyli nowych klasyków z barbarzyńcami.

„Dodajmy, że dyskusja wywiązała się pomiędzy dwoma poetami ‘brulionu’, a dotyczyła trzeciego, o dekadę o tamtych starszego” – zauważa Beczek. Ta część jego książki jest moją ulubioną. Z dużą dbałością o szczegóły, z dokładnością, a jednocześnie klarownie autor rekonstruuje starcie najciekawszych poetów początku lat 90.

 

Temperatura, stawka i poziom tej dyskusji rozgrzewają jeszcze dziś, a strony jej poświęcone czyta się z zapartym tchem – co bez wątpienia jest również zasługą Beczka, który wyselekcjonował czytelnikowi jej najbardziej porywające fragmenty. Nie czyni tego wszak tylko dla „przyjemności tekstu”, ale przede wszystkim po to, aby pokazać formowanie się Koehlera jako poety w gruncie rzeczy osobnego, „bardzo awangardowego klasyka” – jak sam siebie nazwie. 

 

„Można powiedzieć, że taki klasycyzm narodził się z pęknięcia – pisze Beczek i dalej za Przemysławem Czaplińskim – kiedy ‘skandal, jakim się chętnie posługiwano, wytworzył zapotrzebowanie na antyskandal, czyli poezję uspokojoną, wracającą do powinności wspólnotowych, odwołującą się do wyrazistych wartości, odwołującą się do wyrazistych wartości, odnawiającą jakiś społecznie akceptowany mit artysty’. Ten dystans wobec rówieśników miał głębszy zamysł, albowiem szybko okazało się, że tworzona przez Koehlera poezja nie jest ani barbarzyńska, ani klasycystyczna (w potocznym rozumieniu), ale praktyczna, wręcz użytkowa – i że wynika z doświadczenia duchowego, a działa hic et nunc, w świecie jak najbardziej realnym”.

Dalsza część monografii to rozwinięcie – poprzez dogłębną analizę i wnikliwą interpretację kolejnych tomów poetyckich Koehlera, na których streszczenie nie ma w tej recenzji miejsca, a których parafraza tym bardziej nie miałaby większego sensu. Zainteresowanych tematem zapraszam do samodzielnej lektury. 

 
O wiele ważniejsza i warta skomentowania wydaje mi się kwestia zakresów znaczeniowych pojęć i terminów, wypracowanych przez Koehlera, a omówionych i rozwiniętych przez Beczka. Największą wartością omawianej pracy jest głębokie i mające bardzo istotne dla rozumienia polskiej poezji współczesnej rozpoznanie czegoś, co można by nazwać „fałszywym klasycyzmem”, identyfikowanym – zupełnie powierzchownie - z oświeceniową normatywnością, która zamyka go zarówno na świat, jak i na człowieka, stając się pustą, opuszczoną katedrą bez boga.

 

Intelektualny namysł nad tym, czym jest i jaką rolę w kulturze odgrywa klasycyzm – termin tak na pozór dobrze znany, że kompletnie wyświechtany, nadużywany, a w konsekwencji zafałszowany – jest największą wartością Uczestnictwa. Beczek – za Koehlerem – porządkuje pojęcia, rzucając nowe światło na niemalże całą historię literatury, nie tylko z resztą polskiej, bo autor Nieudanej pielgrzymki czerpie inspiracje głównie z poezji światowej. Patronami jego twórczości są nie tylko Potocki, którego Koehler uznaje za poetę na miarę Mickiewicza, ale przede wszystkim Rilke, Kawafis, Eliot czy Dylan – o których nie zwykliśmy przecież myśleć jako o klasycystach. To wielka, zapładniająca intelektualnie rzecz.

Z drugiej strony, nie przekonuje mnie zupełnie wybór kategorii „Uczestnictwa” jako metafory organizującej tę książkę. Nie ma we mnie zgody na to, aby postawę Koehlera (zarówno twórczą, jak i osobistą) nazwać zaangażowaną – nawet na jakimś abstrakcyjnym, meta poziomie rozumienia „uczestnictwa”. Jego poezja jest bardzo prywatna, intymna, osobista – bez względu czy dotyka kwestii egzystencjalnych, czy eschatologicznych. Taka komunikacja niczego nie wyjaśnia i nie buduje wspólnoty – być może wbrew intencjom autora. Niektóre z wierszy są jak modlitwa, czy medytacja. To bardziej „komunia”, niż „uczestnictwo”. Dla mnie to „wycofanie”, ale to tylko moja osobista, recenzencka uwaga (i przywilej!). Nie ma niczego złego w niezgadzaniu się czasem z autorem, to otwiera książkę na nowe namysły. Niepewność jest bowiem podstawą myślenia. Poeta potwierdza: 

(…) chyba miłość prowadziła przez  

przełęcz, do końca tego nie wiem, wtedy też nie wiedziałem 

dziś wciąż nie jestem pewien”.  

Być może nie wypada wypominać poecie - tak jak kobiecie - wieku, ale w tym roku Krzysztof Koehler skończy 60 lat. Domyka się pewna epoka, a książka Jakuba Beczka to doskonały przyczynek do podsumowań.   

 

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ.