Kij w szprychach

Natalia Królikowska

 

Najnowsza książka doskonałej serii „Projekt: Egzystencja i literatura”, poświęcona twórczości Zofii Kossak-Szczuckiej, przygotowana przez profesora Dariusza Kuleszę, ukazała się chwilę przed propozycją wprowadzenia utworów pisarki na listę lektur szkolnych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jak każda tego typu zmiana, i ta wzbudziła pewien ferment i dyskusję nad rolą i znaczeniem literatury w formowaniu młodego człowieka.

 

Lewicowi oraz liberalni publicyści i komentatorzy wyrazili swoje zaniepokojenie proponowanymi zmianami, ujmując je z dwóch pozycji. Po pierwsze — jako zniechęcające do czytelnictwa ze względu na trudności stylistyczne, archaiczny język i odległą od współczesności problematykę jej utworów. Po drugie — jako próbę ideologizacji i indoktrynacji jedynie słuszną wizją świata i Polski jako uniwersum wiary i tradycyjnych wartości. W ten sposób ukontekstowiona literatura stać się może jedynie narzędziem w walce politycznej.

Instrumentalne traktowanie dzieł Kossakówny przewidział profesor Kulesza: „Jeśli coś się wokół autorki Ku swoim zdarzy, to w związku z Polską i rodziną. Pojawi się westchnienie za Kresami przy okazji Pożogi albo kolejna konfrontacja z Sienkiewiczem, ewentualnie skandal dotyczący rodu Kossaków. Gdybym był aż takim pesymistą, nie napisałbym tej książki. Napisałem ją, bo mój pesymizm wydaje się aż nadto uzasadniony” - konstatuje w Zakończeniu”. 

Jest to tym bardziej smutne, że sama autorka, mimo że świadoma obywatelsko i zaangażowana społecznie, była — patrząc na to z dzisiejszej perspektywy — osobą dość naiwną politycznie. Jej żarliwą wiarę i bezkrytyczny patriotyzm profesor Kulesza nazywa „atawistycznymi”, wywodzącymi się z przywiązania do domu rodzinnego i jego tradycji, państwa i jego historii, posłannictwa motywowanego na sposób chrześcijański, „nadający sens losom rodzin i dziejom kraju”:

 
„Zofia Kossak łączy to, co religijne, z tym, co społeczne, bo nie ma dla niej niczego, co mogłoby się dziać poza historią świętą, poza historią zbawienia” - wyjaśnia profesor.
  

Rozpoznanie to potwierdza w wywiadzie z Wojciechem Szotem („Gazeta Wyborcza” 23 czerwca 2021), wnuk pisarki, profesor literatury francuskiej na Uniwersytecie w Lozannie, François Rosset: „To nie była literatura polityczna i nie powinno się jej tak traktować. Oczywiście, można ją do takich celów wykorzystywać, wyciągając odpowiednie zdania czy fragmenty, zamykając się w jednoznacznej, ideologicznej interpretacji, kiedy przy uważnym czytaniu widzimy, jak świat ludzkich wierzeń, przekonań i wewnętrznych spięć sugeruje znacznie bardziej zniuansowany odbiór”. 

Warto jednak w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy w obecnej sytuacji, proza o krucjatach, Wołyniu czy Zagładzie może być czytana w sposób apolityczny? Czy to w ogóle jest kiedykolwiek, a szczególnie dzisiaj, możliwe? 

Optymistą jest profesor Ryszard Koziołek, rektor Uniwersytetu Śląskiego, który w rozmowie z Justyną Sobolewską („Polityka” 2 lipca 2021) stwierdził: „Mnie to nawet nieco wzrusza, ponieważ w tym konserwatywno-prawicowym podejściu do literatury ujawnia się niezmienna wiara w siłę słowa pisanego. Podzielam tę wiarę, ale jej szerzenie wymaga ciężkiej pracy, którą wykonują pisarze, nauczyciele, krytycy i badacze, a i tak jej skutki są niezadowalające, co obrazuje wieloletnia stagnacja niskich wyników czytelnictwa w Polsce. Tymczasem autorzy kolejnych zmian podstaw programowych, po pierwsze, zdają się abstrahować od rzeczywistego, raczej niechętnego stosunku uczniów do czytania lektur szkolnych, a po drugie, manifestują przekonanie, że wystarczy zmienić pojedynczą pozycję w spisie lektur, a wraz z tą zmianą dokona się spodziewana korekta umysłu czytającego ucznia. Skąd ta pewność, że wstawienie utworów Kossak-Szczuckiej czy Jana Pawła II przysporzy naszej ojczyźnie chrześcijańskich patriotów?”

Z kolei prof. Rosset wyraża nadzieję (którą nie do końca podzielam), że nauczyciele odpowiednio przygotują zajęcia, poświęcone twórczości Kossak-Szczuckiej: „Czytanie leży w gestii czytelników i powinno się przede wszystkim dbać o to, by przy okazji wprowadzenia nowych lektur do szkół dać uczniom właściwe narzędzia odbioru. Nie zaś iść za drogowskazem tych, którzy te lektury wprowadzili. Nie wolno zmierzać ku uproszczeniom, a w stronę analizy złożoności problemów i biografii”. 

Książka profesora Kuleszy może stać się doskonałym przewodnikiem po tej niełatwej w interpretacji prozie, drogowskazem pokazującym różne kierunki i sposoby dotarcia do celu, jakim jest miejsce i rola twórczości bratanicy Wojciecha Kossaka nie tylko w historii literatury, ale też w powszechnej świadomości Polaków.

 
Zofia Kossak-Szczucka. Służba to nie jest biografia, ani historia napisana w hagiograficznym tonie. To wyartykułowanie i pokazanie złożoności problemu, jakim jest w Polsce literatura katolicka.

 

Motyw służebności nie jest jednak głównym wątkiem książki. W moim odczuciu na plan pierwszy wysuwa się „katolickość” jej pisarstwa, a ciężar książki położony jest bardziej na kwestiach genologicznych, niż egzystencjalnych — co nie jest zarzutem, a jedynie stwierdzeniem faktu. Już Wprowadzenie do publikacji nosi podtytuł „Jestem pisarką katolicką”, który zaczerpnięty został z listu Kossak-Szczuckiej wysłanego „w 1966 roku, w dwa lata przed śmiercią, u schyłku niemal osiemdziesięcioletniego życia” do Prezydium Komitetu Nagród Państwowych w Warszawie w kontekście odmowy przez pisarkę przyjęcia Nagrody Państwowej I Stopnia w dziedzinie kultury i sztuki. Co ciekawe i zaskakujące, zagadnienie literatury katolickiej w XX i XXI wieku (wyłączając krótki okres powojennej „walki o rząd dusz” w latach 1944-1948) nie było w Polsce tematem refleksji literaturoznawczej.

„Polska literatura powojenna i współczesna nie dysponują swoją chrześcijańską odmianą, bo brakuje w nich dzieł wiarygodnych estetycznie i wiernych podstawom chrześcijaństwa, czyli fundujących królestwo Boże na ziemi — pisze profesor Kulesza. — Jakby tego było mało, należące do polskiej literatury pięknej utwory, które da się z chrześcijaństwem skojarzyć, nie tworzą środowiska, w jakim dorobek autorki Dziedzictwa można byłoby bezkolizyjnie umieścić”.

Na pozór więc Zofia Kossak to postać bardzo „typowa”, panienka wywodząca się z osławionego ziemiańskiego rodu, reprezentującego tradycyjne, konserwatywne wartości, ucząca się malarstwa na zagranicznych kursach,  pisząca edukacyjne czytanki dla dzieci i powieści historyczne, okazuje się być twórczynią osobną, samotną i różną — jednak nie w sposób, do jakiego przywykliśmy mówiąc i myśląc o „inności” w ostatnich latach. Jej twórczość to taki kij włożony w szprychy — coś, co przeszkadza i utrudnia, ale także pozwala się zatrzymać i zastanowić. Po upadku można wstać, otrzepać kurz i pojechać dalej, ale można też zawrócić lub skorygować trasę.

„Moim zdaniem współczesna Polska potrzebuje uczestniczącej w debacie publicznej, niezależnej i samorządnej literatury chrześcijańskiej. To osobny temat, ale mogliby jej patronować Jan Kochanowski, Mikołaj Sęp-Szarzyński i Cyprian Norwid. Taka literatura byłaby najbliższa Zofii Kossak (...)” — podsumowuje profesor Kulesza.

***

Portrecie artysty z czasów młodości Jamesa Joyca’a jeden z bohaterów zwraca się do Stephana Dedalusa, alter ego autora, następująco: „To ciekawe — stwierdził Cranly rzeczowo — że masz umysł tak bardzo przesycony religią, w którą, jak powiadasz, wątpisz”. Powieść irlandzkiego pisarza to historia emancypacji, intelektualnego, religijnego i filozoficznego dojrzewania do niezależności od katolicyzmu oraz irlandzkiego nacjonalizmu, w którym wychowany był główny protagonista. Dedalus wyjeżdża do Paryża, aby z dala od ojczyzny spełniać się jako artysta. Taką drogę przeszedł Joyce, a nie tyle w ślad za nim, ile obok niego, wielu innych pisarzy i pisarek, nie tylko irlandzkich, ale również europejskich, w tym polskich. „Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno, otworzyć okno i przewietrzyć pokój” — pisał Marcin Świetlicki w 1989 roku w wierszu Dla Jana Polkowskiego.

 

Więcej tekstów autorki znajdziesz TUTAJ.