John Hick – religia pojednana z nauką

Stanisław Obirek

 

John Hick (1922-2012) to jeden z najciekawszych teologów chrześcijańskich XX wieku. Bez przesady można powiedzieć, że przywrócił chrześcijaństwu powagę w jego konfrontacji z nauką. Jeśli komuś można przypisać autorstwo przewrotu kopernikańskiego w teologii, to właśnie jemu. I to w sensie bardzo dosłownym.

Tak jak Mikołaj Kopernik uświadomił ziemianom, że ich planeta nie jest centrum znanego im świata, tylko jedną z krążących wokół słońca planet, tak John Hick uświadomił chrześcijanom, że ich religia nie jest jedyną religią. Dzisiaj – również dzięki Hickowi – pluralizm religijny stał się powszechnie przyjętym przeświadczeniem teologicznym. Poza tym – dzięki jego licznym książkom – ogólnie uznanym zwyczajem stało się dzielenie wyznawców istniejących religii na trzy kategorie: ekskluzywistów, inkluzywistów i pluralistów właśnie.

 
Nie muszę dodawać, że przyznawanie się dzisiaj do klubu ekskluzywistów nie przynosi nikomu chwały (nie wypada w demokratycznym i pluralistycznym świecie przyznawać się, że tylko moja religia stanowi paszport umożliwiający zbawienie), inkluzywiści są owszem tolerowani (ostatecznie nie ma w tym nic złego, że człowiek religijny uważa własną religię za najlepszą), ale jednak prawdziwie dojrzali są ludzie wierzący, którzy istniejącą wielość religii i wyznań nie tylko uznają za dopust Boży, ale wręcz są przeświadczeni, że taka jest wola Boża.

 

Najdłuższą i najbardziej krętą drogę do tej religijnej dojrzałości musieli przebyć monoteiści, czyli wyznawcy Jednego Boga. Im bowiem najtrudniej było rozstać się z przeświadczeniem, że tylko oni zostali wybrani do radości wiecznej, zaś wszyscy inni przeznaczeni są na wieczne potępienie albo – w najlepszym wypadku – zająć będą musieli poślednie miejsca w przedsionku boskiego raju. To oczywiście znaczne uproszczenie, a nawet karykatura. Choć – kto wie – jeśli zapytać dzisiaj pobożnego katolika w Polsce albo równie pobożnego muzułmanina w Arabii Saudyjskiej, być może okaże się, że w tym uproszczeniu sporo jest prawdy.

W każdym razie John Hick pomógł rozstać się z taką wizją Boga i jego sposobem urządzania wieczności bodajże w sposób najskuteczniejszy. Przynajmniej tym, którzy go przeczytali i zrozumieli. W Polsce taką okazję mieli ci, którzy zapoznali się z wydaną w 2005 roku – jedyną jak dotąd – książką tego autora przetłumaczoną na język polski: Piąty wymiar. Odkrywanie duchowego królestwa. Sporo tam o innych religiach, zwłaszcza Dalekiego Wschodu, ale też o zapomnianych i rzadziej uczęszczanych szlakach samego chrześcijaństwa.

 

 

Bo przecież także w religii zapoczątkowanej przez żydowskiego rabina i mistyka Jezusa z Nazaretu sporo zapowiedzi pluralizmu religijnego można się doszukać.

 

Oczywiście wielu to zrobiło, jak chociażby odkrywana dopiero w naszych czasach Julianna z Norwich. Ale też i w judaizmie kabaliści wiele mieli do powiedzenia na temat tajemnych dróg Boga, na które wstępu surowi rabini zabraniali. W każdym razie ta książka już dawała przedsmak tego, co czytelnik znajdzie w Nowym pograniczu religii i nauki. Doświadczenie religijne, neuronauka i Transcendentne. Tutaj bowiem Hick porzuca problemy ludzi z religiami i zachęca, by pójść krok dalej. By z równym entuzjazmem, jak z wielością religii, skonfrontować się z problemami, które stawia przed nim nauka. I to ta najnowsza. Oczywiście Hick jest świadom wszystkich zastrzeżeń, jakie wobec religii wysunęli w ostatnich dekadach radykalni ateiści: Richard Dawkins, Christopher Hitchens, Sam Harris czy Daniel Dennett. Uważnie wsłuchuje się w ich głosy. I tak jak w przypadku pluralizmu religijnego pokazuje, że wierzący chrześcijanin nie powinien się tej konfrontacji obawiać. Wprost przeciwnie, może z niej wyjść wzmocniony.

Okazuje się bowiem, że doświadczenie religijne, neuronauka i Transcendencja mają ze sobą znacznie więcej wspólnego niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Żeby o tym się przekonać, warto przeczytać całą książkę.

 

Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ