O sobie jako o coraz bardziej uznanym uczestniku życia literackiego myślał często z zażenowaniem (choć także pragnął sławy), jednocześnie tworzenie literatury było dla niego najważniejszym sposobem na wyrażenie oraz tworzenie siebie. W eseju Przeciw poetom przeciwstawiał sobie dwa rodzaje humanizmu: jeden, który usiłował „rzucić człowieka na kolana przed dziełem kultury ludzkiej” oraz drugi, starający się „o przywrócenie człowiekowi jego suwerenności i niezależności w stosunku do tych Bogów i Muz, które, ostatecznie, są jego, człowieka, tworem”. Literatura może więc być ograniczeniem, wręcz zniewoleniem, a jednocześnie czymś umożliwiającym życie odważniejsze, nigdy ostatecznie „naturalne” czy „prawdziwe”, ale na pewno bardziej autentyczne.
Każda osoba, która pisze o Gombrowiczu, powinna przypomnieć sobie jego maksymę: „im mądrzej, tym głupiej”. Józef Olejniczak podczas pracy nad książką Witold Gombrowicz. Ja!, z racji na popularnonaukowy charakter serii wydawniczej, miał doskonałą okazję, by uniknąć drażniącego przeintelektualizowania – zejść z wyżyn wysublimowanej gombrowiczologii i spróbować o autorze Kosmosu mówić swobodnie. Ta sztuka pod pewnymi względami udała się znakomicie. Powstał tekst będący skrótowym, chronologicznym przedstawieniem najważniejszych doświadczeń z życia pisarza – opowieść o tym, jak łączyły się one z jego twórczością. To esencjonalna publikacja, którą można polecić licealistom zafascynowanym autorem Ferdydurke (wiem z nauczycielskiego doświadczenia, że takich uczniów nie brakuje). Wielu z nich chciałoby się o nim dowiedzieć czegoś więcej, ale widok monumentalnej, dwutomowej biografii Gombrowicza autorstwa Klementyny Suchanow Ja, geniusz raczej podziała na nich odstraszająco.
Olejniczak sprawnie łączy w swojej książce wspomnienia pisarza, fragmenty jego utworów i relacje bliskich mu osób. Zwraca uwagę na doświadczenia, które były momentami zwrotnymi – zmieniającymi perspektywę dotyczącą oglądu świata.
Czytając Witold Gombrowicz. Ja!, śledzimy rozwój 10-latka odkrywającego ohydną prawdę na temat groteskowości i niedorzeczności własnej klasy społecznej, poznajemy jego pierwsze literackie fascynacje, m.in. twórczość Słowackiego (jedynego poety, do którego młody Itek, jak nazywano Gombrowicza, nie miał o nic pretensji, wręcz korzył się przed nim, czytając po wielokroć Grób Agamemnona). Potem życie kawiarniane, pierwsze literackie sukcesy (całkiem spore, wbrew późniejszym wspomnieniom, w których autor Dziennika lubił podkreślać, jak bardzo był nierozumiany i niedoceniany), podróż do Argentyny, erotyczne doświadczenia w dzielnicy Retiro itd. Dla ludzi odkrywających Gombrowicza będzie to fascynująca, sprawnie napisana opowieść, dla czytelników zaznajomionych z jego twórczością bądź wtajemniczonych gombrowiczologów – książka Olejniczaka stanie się, podczas obcowania z większością rozdziałów, zestawem faktograficznych oczywistości. To w zależności od oczekiwań zaleta bądź wada tej publikacji.
Wszystkie prace wydawane w serii Projekt: Egzystencja i literatura zawierają w tytule słowo klucz – hasło, któremu podporządkowana zostaje interpretacja. Po lekturze tekstów poświęconych Witkacemu, Miłoszowi czy Rymkiewiczowi mam wrażenie, że im ta kategoria zostaje precyzyjniej określona, tym bardziej spójna jest wizja omawianej twórczości. Tytułowe hasło „ja!” z książki Olejniczaka to trochę wytrych, a trochę wymówka. Sugeruje namysł nad podmiotowością, skupienie się na kwestii tożsamości pisarza bądź zagadnieniu autokreacji czy autobiografizmu. Tymczasem we wstępie cel pisania zostaje określony z drażniącą, jak na literaturoznawcę, ogólnikowością, autor zamierza… „opowiedzieć o Gombrowiczu”. Tylko jak? Pyta sam siebie, a potem nie potrafi się zdecydować, czy pisze ogólnikowy szkic o życiu i twórczości (przypominający konwencją wstępy do wydań Biblioteki Narodowej), czy chce stawiać poważne pytania i poszukiwać nad nie zajmujących odpowiedzi.
Na szczęście zdarzają się w tej pracy rozdziały naprawdę wnikliwe interpretacyjnie, np. analiza Dzienników. Olejniczak dostrzega w tym arcydziele bardzo wielu Gombrowiczów, zwraca uwagę na rozmaitość ról, w których występował pisarz, będąc antropologiem, facecjonistą, eseistą, sentymentalistą, prekursorem „animal studies”, czasem belfrem, czasem wieszczem. Przedstawienie zmienności kreacji „ja” to tylko wstęp do ukazania stopniowego przechodzenia w Dziennikach do spraw ostatecznych. Olejniczakowi udaje się uchwycić intensyfikację tej tendencji.
Dzienniki ukazywane z tej perspektywy to nie popis elokwentnej, przewrotnej krytyki (dotyczącej polskości, literatury, filozofii…) tylko przede wszystkim niepokojący, osobisty zapis przemijania.
Świetnym pomysłem jest także rozdział o egzystencji pośmiertnej Gombrowicza. Olejniczak sygnalizuje zagadnienie, które mógłby stać się tematem osobnej publikacji. Jak funkcjonuje dziś twórczość Gombrowicza? Kogo i w jaki sposób inspiruje? Czy autorowi, który stawiał sobie za cel przemianę formy polskiej, udało się w autentyczny sposób wpłynąć na nią? Odpowiadając na te pytania, badacz popada w dość sceptyczny ton, słusznie zauważając w polskiej debacie publicznej odrodzenie się i umocnienie wielu patriotycznych, megalomańskich tendencji, które były przez Gombrowicza wyśmiewane. Szkoda, że autor nie skomplikował tej narracji innymi odniesieniami do polityki. Często mówi o wojnie, jaką wytoczył swego czasu Gombrowiczowi Roman Giertych (usuwając ze szkolnych lektur fragmenty Trans-Atlantyku). Równie ciekawy jest jednak instrumentalny stosunek do Gombrowicza, jaki można znaleźć u polityków i publicystów z frakcji liberalnej, często sprowadzających jego twórczość do poziomu szyderstwa z zakompleksionych, nienowoczesnych Polaków.
„Kim jesteś Gombrowiczu, jak się do Ciebie przedostać?” – pyta w zakończeniu swojej książki Józef Olejniczak. To nawiązanie do fragmentu Dziennika, w którym pisarz próbował odnaleźć w Boskiej komedii innego Dantego niż autor kanonicznego arcydzieła – postać ludzką, a więc skomplikowaną, dramatyczną, kogoś więcej niż reprezentanta określonej epoki, wyznawcę danych poglądów, reprezentanta cech jakiegoś środowiska. Józef Olejniczak w swojej książce, niewolnej od pewnych wad, stara się zrobić coś podobnego – przedostać się do Gombrowicza, czyli zdjąć mu, choć na chwilę gębę oczywistego klasyka – kogoś, kogo przyzwyczailiśmy się widzieć w określonej roli. W najlepszych fragmentach tej publikacji ta sztuka z pewnością się udała.
Więcej tekstów autora znajdziesz TUTAJ.