Można więc postawić tezę, że nie było zupełnie „bezobjawowych, ciemnych” okresów historii, gdyż zawsze podlegaliśmy rozwojowi opartemu na dostępnym empirycznie doświadczeniu. Zatem poziom wiedzy – tej wynikającej z praktyki i pragmatyki życia – był i jest niezmienny. Dlatego nie powinniśmy zakładać, że epoki różniły się między sobą poziomem intelektualnym. Można nawet postawić twierdzenie, że były równie kreatywne, a zarazem równie zwyczajne co teraźniejszość. Jedyną różnicą pomiędzy ludźmi żyjącymi wcześniej a obecnie, jest fakt istnienia odmiennych narzędzi do zdobywania tych samych celów. Wprawdzie w średniowieczu nie było komputerów, ale za to niezmienne pozostawały potrzeby oraz sposoby ich rozwiązywania. Sądzę, że lektura publikacji Anny Marciniak-Kajzer Rzeczy ludzi średniowiecza prowadzi do takiej właśnie konstatacji.
Jak wiemy, w średniowieczu ludzie wciąż polegali wyłącznie na obserwacji zjawisk, a tego czego nie potrafili zrozumieć, oswajali za pomocą użytecznych mitów, co oczywiście nie przeszkadzało im w stosowaniu przeróżnych alchemicznych wynalazków takich jak chociażby ceramika. Z początku były to wypały surowej gliny – z jakimś delikatnym, odbitym sznurkiem bądź palcami, rytem. Ale już po chwili ceramiczne poszukiwania doprowadziły do powstania szkliwa. Kolorowe szkliwa uwolniły przestrzeń eksperymentów estetycznych. Powstały całe warsztaty zdobionych kafli piecowych, na których można było zilustrować niezwykle ważną dla ówczesnej arystokracji, rycerską historię rodu.
Wielki piec umieszczony pośrodku reprezentacyjnej komnaty stanowił więc już nie tylko domowe źródło ciepła, ale także – niczym wielkoekranowy telewizor – obrazkowo opisywał rodowe przygody, podnosząc przy okazji prestiż właściciela. Szkliwienie pozwoliło także na większą unifikację naczyń używanych w ówczesnej kuchni.
Nieco wcześniej nieszkliwiony garnek do kiszenia ogórków był używany jedynie do tego celu, a to dlatego, że porowate ścianki naczynia częściowo wchłaniały zawartość (ale też i bakterie, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziano) przechowywanych substancji. Gdyby zatem użyć gara po kiszeniu do przechowywania mleka, rzeczone mleko szybko by się zwarzyło. Z czasem taki pojemnik tracił swoją przydatność w kuchni, ale nawet wtedy nie czekał go smutny koniec na wysypisku, gdyż często lądował w alkowie jako… nocnik. Dopiero kiedy spełnił tę zaszczytną funkcję (a tak naprawdę zaczął niemiłosiernie śmierdzieć), lądował w kloace. Szkliwienie poprawiło zatem nie tylko użyteczność (nocnik już nie śmierdział), ale i trwałość używanych przedmiotów.
Publikacja Anny Marciniak-Kajzer pełna jest przywołań opisujących przedmioty codziennego użytku, których wielofunkcyjność zachwyciłaby współczesnych preppersów. Na szczęście kochano otaczać się także przedmiotami luksusowymi, przedmiotami określającymi status posiadacza. Jednak wszystkie one posiadały jedną, niezmienną cechę ważną dla tej epoki – były użyteczne. Nawet pozłacane, wysadzane drogimi kamieniami solniczki w kształcie łódki nazywane „nef” („średniowieczny statek towarowy z podniesionym dziobem i rufą”, Słownik PWN on-line), symbol ówczesnej finansowej nonszalancji, także miały swój praktyczny wymiar. Często były zamykane na klucz (do którego dostęp miała jedynie pani domu) a to dlatego, że ówcześnie sól była droższa od złota.
Warto dodać w opowieści o Rzeczach ludzi średniowiecza, że „pragmatyczna kreatywność” ówczesnych rzemieślników była ogromna i to właśnie dzięki niej można było w znaczący sposób oszczędzać tak istotny czas oraz energię. Zgoda, że nie wszyscy średniowieczni użytkownicy mieli dostęp do cywilizacyjnych zdobyczy – zgoda, że bogatszy mógł sobie pozwolić na więcej, ale na pewno każda z ówczesnych grup społecznych – bez względu na status materialny – ceniła sobie prostotę rozwiązań oraz funkcjonalność produkowanych przedmiotów i narzędzi.
Więcej tekstów tego autora znajdziesz TUTAJ.