Transhumanizm jako nowa forma wiary

Trudno o bardziej kontrowersyjny temat we współczesnej debacie publicznej obejmującej wszystkie możliwe obszary ludzkiej działalności. Poczynając od mediów, a na kulturze popularnej, polityce, a nawet religii kończąc. Chyba nic bardziej nie rozgrzewa naszych emocji jak właśnie rozmowy o szansach i zagrożeniach związanych z możliwościami, jakie przed nami otwiera nauka w XXI wieku.

Dla jednych to prawdziwe błogosławieństwo, że możemy przekraczać nasze ludzkie granice, wydłużać nasze biologiczne życie, a nawet całkiem serio myśleć o nieśmiertelności. Dla innych to nowa odsłona paktu z diabłem, która może tym razem doprowadzić do całkowitego zniszczenia ludzkości. Im głośniej ktoś zgłasza zwoje zastrzeżenia bądź kreśli wizje przyszłości, tym mniej zdradza znajomości tego czym tak naprawdę transhumanizm jest i jakie postulaty głoszą jego przedstawiciele i przedstawicielki.

Dobrze się więc stało, że to właśnie antropolożka kultury wzięła na warsztat ten temat i w spokojnym, niepozbawionym empatii tonie przedstawiła meandry tej najnowszej i najbardziej dynamicznie rozwijającej się gałęzi ludzkiej aktywności. Jennifer Huberman z Uniwersytetu Missouri w Teksasie, bo o niej tu mowa, napisała niezwykle użyteczną książkę dla każdego, kto chciałby taką wiedzę z pierwszej ręki uzyskać. Nie ukrywa przy tym, że punktem wyjścia była raczej irytacja i głęboka niechęć. Swoją drogą czyż nie jest ona i naszym udziałem? Pisze Huberman o transhumanistach: „Z mojego początkowego punktu widzenia ich technoutopijne wizje przyszłości wydawały mi się obce i odrażające”. Ale właśnie dlatego chciała zrozumieć nie tylko obce jej zjawisko, ale i własne emocje.

Zacytujmy jeszcze raz autorkę Transhumanizm. Od przodków do awatarów, bo to wyznanie jest i kluczem do całości książki i wskazówką jak ją czytać: „Napisałam tę książkę, ponieważ stanowiła klasyczne wyzwanie antropologiczne – być może właśnie to najważniejsze antropologiczne wyzwanie – czyli zrozumienie grupy ludzi, którzy wydają się bardzo różni od naszej własnej”. Muszę przyznać, że autorka sprostała wyzwaniu. Każdy z siedmiu rozdziałów to mała monografia na podejmowany temat.

 
Szczególnie istotne jest to, że Jennifer Huberman obficie cytuje przedstawianych autorów i ich stanowisko. Stara się ich zrozumieć i pokazuje jak bardzo wewnętrznie zróżnicowane jest środowisko transhumanistów. Ale nie skrywa też swoich wątpliwości, podkreśla, że większość z nich to biali, nieżonaci mężczyźnie, którzy odnieśli wielki sukces finansowy i być może to właśnie ta szczególna pozycja społeczna, osiągnięta zwykle dzięki własnej przedsiębiorczości i własnym talentom, sprawia, że tak łatwo mówią o bogactwie stojącym otworem przed wszystkimi czy o zbliżającej się perspektywie wieczności możliwej do osiągnięcia już tutaj i to zaraz.

 

We wprowadzeniu Jennifer Huberman wyjaśnia główne założenia swojej książki pomyślanej jako wprowadzenie do problematyki transhumanizmu z punktu widzenia antropologii kulturowej. Zaznacza przy tym, że nie jest to klasyczna praca antropologiczna, oparta na „pracy w terenie” jak to praktykował na przykład Bronisław Malinowski czy Margaret Mead, ale raczej próba zrozumienia zjawiska w oparciu dostępne online materiały. Takie podejście jest tym bardziej uzasadnione, że sami transhumanisci nie stanowią zwartej czy żyjącej w jednej społeczności grupy, ale żyją w rozproszeniu i prezentują swoje poglądy w ogólnie dostępnych platformach czy publikacjach.

W kolejnych rozdziałach pojawiają się nazwiska głównych protagonistów ruchu transhumanistycznego. Niektóre z nich już opanowały zbiorową wyobraźnię jako symbole sukcesu i właściwie nieograniczonych możliwości ludzkiego umysłu. Ale są też teoretycy, którzy nie kryją swoich wątpliwości. Do tych pierwszych należą Diamandis Peter, James Hughes, Zoltan Istvan, Martine Rothblatt, Ray Kurzweil czy David Pearce. Po lekturze całości każde z tych nazwisk ewokuje ciąg skojarzeń na temat napisanych przez nich tekstów czy stworzonych inicjatyw przyprawiających o zawrót głowy. Badacze, którzy zastanawiają się nad teoretycznymi i praktycznymi skutkami tranhumanistycznej rewolucji to na przykład Abou Farman, Anya Bernstein czy Jon Bialecki. Większość tych nazwisk była mi nieznana. Teraz mam wrażenie, że moja antropologiczna wyobraźnia została wzbogacona o osoby niezwykle oryginalne, których śmiałość myślenia udziela się po części również mnie samemu.

Wcale nie przypadkowo wymieniłem te trzy nazwiska badaczy zajmujących się przemianami wrażliwości duchowej. Otóż dla Farmana, Bernstein i Bialeckiego istotne są implikacje transhumanizmu związane z religią i jej podstawowymi twierdzeniami. Czy zbliżamy się do epoki gdy nasze najtrwalsze przekonania związane z wiarą w Boga, nieśmiertelność naszej duszy czy zbawienie wieczne będą musiały być na nowo określone? A nasze podejście do pokrewieństwa, ludzkiej seksualności czy czeka je radykalne przewartościowanie? Tych pytań lektura Transhumanizmu budzi więcej. I w tym upatruję jej największą wartość. Jako niepoprawny optymista dostrzegam w transhumanistycznym zwrocie jeszcze jedną okazję, by ucieszyć się możliwościami, jakie odsłania przed nami ludzki umysł wreszcie uwolniony od nakazów i zakazów opresyjnych instytucji. Warto wejść w nieznany świat choćby po to, by z nowej perspektywy popatrzeć na otaczającą nas rzeczywistość.